Kolonialne meble i drobiazgi mają jakąś magiczną moc. Jak żadne inne sprawiają, że zapominamy o bożym świecie. Być może to zasługa kolorów, tak bardzo różnych od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni.

reklama

Prawie białe, w różnych odcieniach ciepłej żółci i brązu, pomarańczowe, ostro czerwone, oliwkowe i szare – takie niezwykłe barwy ma egzotyczne drewno. Do tego ciekawy rysunek – od subtelnie rozmytego do bardzo wyraźnych wzorów. Nic więc dziwnego, że pospolita sosna czy dąb konkurencji z nimi nie wytrzymują.

Drewno orientalne jest też niesamowite w dotyku – oleisty i „tłusty” tek, gładkie jak aksamit mango albo chłodne jak lodowa tafla wenge. Niektóre gatunki, pomimo że nie wypolerowane, potrafią błyszczeć, inne mają perłowe smugi. No i ten zapach. Nieraz wystarczy jeden mebel, aby nuta Orientu unosiła się w całym domu i to nie tylko w chwili, gdy mebel świeżo przyjechał ze sklepu.

W szafce czy skrzyni zrobionych z drewna kamforowego nigdy nie zamieszka... rodzina moli – pachną intensywnie nawet po latach. Historycy rzemiosła, którzy zajmują się przedmiotami pochodzącymi z Azji Południowo-Wschodniej, Afryki czy Ameryki Południowej, łapią się za głowę, patrząc na obowiązujący w tym stylu miszmasz. Takiej mieszanki technik i form nie ma w żadnym innym.

Styl orientalny powstawał w czasie, kiedy europejscy koloniści osiedlali się w różnych zakątkach świata. Przywozili ze sobą ze Starego Kontynentu meble, a miejscowi rzemieślnicy robili z nich kopie. Wyobraźmy sobie holenderskiego zamożnego kupca, który trafia na Filipiny, udaje się do warsztatu prowadzonego przez Chińczyka (to oni najczęściej parali się tam stolarstwem) i zamawia komodę – na wzór tej ukochanej rokokowej, która przypłynęła z nim zza oceanu.

Rzemieślnik zrobi ją, ale z innego gatunku drewna, a jeśli jest ambitny, doda swoje motywy. Zamiast roślinnych zawijasów na meblu pojawią się na przykład smoki. Takie sytuacje zdarzały się i w Radżastanie, i w Pakistanie, i w Indochinach. Dlatego trudno kolonialne meble zaszufladkować i pewnie to jest najciekawsze. Dwóch takich samych egzemplarzy nie znajdziemy, bo przecież robione są ręcznie. Choć dodać należy, że tamte rejony lubują się w symetrii – krzesła czy stoliki robiono zazwyczaj parami.

Ciekawe, że meble kolonialne często zmieniają swoje funkcje. Jawajska leżanka, na której popalano opium, doskonale sprawdza się jako stolik do salonu. Rzeźbione framugi drzwi awansują do roli obudowy kominka, a fragmenty ornamentów drewnianych budynków zdobią wezgłowia łóżka. Niejednokrotnie pozyskuje się też drewno ze starych dużych sprzętów i używa ponownie do wyrobu mniejszych. Drewno egzotyczne im starsze, tym lepsze. Dlatego nie wymienia się mebli z powodu starości. Wręcz przeciwnie, czas działa na ich korzyść – utrwala barwę i podkreśla naturalny wzór słojów.

W Polsce największą popularnością cieszą się meble proste, zrobione współcześnie w niewielkich manufakturach, a za „ozdobnik” uznajemy już sam kolor i fakturę materiału. Najpiękniejsze są jednak te z historią, wyszukiwane przez specjalistów w odległych prowincjach. Jednak na kilkusetletnie oryginały, które zdobiły pałace możnych na antypodach, stać dzisiaj tylko gwiazdy filmowe robiące zakupy na Rodeo Drive albo piłkarzy inwestujących w posiadłości na Sardynii.

Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: archiwa firm