Traktujemy je jako mało istotny dodatek, a mogą być prawdziwymi dziełami sztuki. Są z nami niemal wszędzie – w pracy, w domu... krzesła prawie tak stare jak świat.

Często bagatelizujemy rolę, jaką spełniają w domu, traktujemy trochę po macoszemu. Spędzamy całe dnie w sklepach i godzinami zastanawiamy się, jaką wybrać kanapę czy łóżko, krzesła zaś kupujemy w pośpiechu. Szkoda, bo przydadzą się nie tylko w jadalni. Stare rzeźbione albo nowoczesne plastikowe mogą być nietuzinkową ozdobą każdego pomieszczenia. Świetnie sprawdzają się zwłaszcza w holu i w łazience. – W krześle najciekawsze są nogi i oparcie, dlatego warto mebel tak ustawić, żeby goście mogli go podziwiać ze wszystkich stron – radzi Ewelina Żadziłko, architektka z firmy Mebella Gdynia.

Nie doceniamy zalet krzesła, a przecież – jak żartobliwie zauważył Zbigniew Herbert – jest grzeczne i cierpliwe: „Przedmioty martwe są zawsze w porządku i nic im, niestety, nie można zarzucić. Nie udało mi się nigdy zauważyć krzesła, które przestępuje z nogi na nogę” – pisał w wierszu „Hermes, pies i gwiazdy”.

Krzesła są prawie tak stare jak świat – wyrabiano je już w neolicie. Przez stulecia były symbolem władzy, godności urzędniczej i religijnej. Na staroegipskich rysunkach niemal zawsze jedyną siedzącą postacią był faraon. Nie bez przyczyny więc prezes w języku angielskim to chairman, czyli „ten, który siedzi na krześle”.

Meble te bywają też prawdziwymi dziełami sztuki. W pierwszej połowie XX wieku powstało wiele modeli, które przeszły do kanonu designu. W 1952 roku Arne Jacobsen zaprojektował „Mrówkę” (Ant Chair). Były to pierwsze krzesła, które można było składać jedno w drugie. Duński projektant robił je z myślą o stołówkach.

Eero Saarinen z kolei zaproponował „Tulipana”, na jednej nodze i z siedziskiem w kształcie kielicha kwiatu. Potem Philippe Starck wymyślił plastikowe krzesełko Victoria Ghost w stylu Ludwika XV i jajowate EroS na kółkach. Z niektórymi projektami wiążą się ciekawe historie.

Jeden z czołowych amerykańskich architektów Frank Lloyd Wright wymyślił w 1937 roku metalowe krzesło biurowe na trzech nogach. Ponoć pierwszy klient miał obawy, czy mebel okaże się stabilny. Z kolei słynne krzesło Wassily projektu Marcela Breuera swoją nazwę zawdzięcza Kandinskiemu. Plotka głosi, że to właśnie dla rosyjskiego malarza słynny architekt szkoły Bauhaus stworzył swoje sztandarowe dzieło.

Nie sposób mówić o krześle, nie wspominając o stole – jedno nie może się obejść bez drugiego. Najbezpieczniej kupować je razem, by tworzyły zgrany zespół. Krzesło musi być odpowiednio wysokie, z wygodnym oparciem, żeby długie biesiady cieszyły zamiast męczyć. Pod stołem potrzebujemy dużo miejsca na nogi. Jednak każdą zasadę można, a czasem nawet należy, złamać. Byle robić to z artystycznym smakiem i wyczuciem.

Jak mawiał projektant Marcel Breuer, „nie chodzi o to, by było zgrabne lub by pasowało do stołu, przy którym stoi – ma być po prostu dobrym krzesłem”. I pewnie miał rację, bo najczęściej kupujemy krzesła proste i funkcjonalne.


Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: archiwa firm

reklama