Gdy okazało się, że do wymarzonego domu nie pasują sklepowe meble, Maja zaprojektowała je sama. Kiedy ona rysowała kuchenne kredensy, mąż wymyślał kanapę do salonu.

Mąż Mai nie jest znanym projektantem, lecz doradcą biznesowym. Spędza czas w samolotach i na spotkaniach, może dlatego wie, jak ważne w domu są wygoda i wypoczynek. Co innego Maja, ona zawodowo zajmuje się urządzaniem wnętrz. Ale i dla niej dopieszczenie własnej willi było nie lada wyzwaniem, zwłaszcza że dobrze musieli się w niej czuć nie tylko dorośli, ale i dwójka małych dzieci: 3,5-letnia Patrycja i jej 2-letni brat Tomek. No i oczywiście srebrzystoszary, gładkowłosy rosyjski kocur Gringo, który jak baletmistrz od Diagilewa przechadza się po welurowych meblach w salonie i sypialni.

Dzielnica zacisznych zaułków

Kiedy pierwszy raz oglądali dom, na spotkanie, ze starego orzecha, zbiegła wiewiórka. W samym centrum Warszawy, niedaleko ruchliwych ulic! Nie mogli tego znaku zlekceważyć, zwłaszcza że willa od początku podbiła ich serca: wysokie pokoje, absydy z oknami, przez które wpada dużo światła, stary ogród niewidoczny z ulicy. Maja dobrze znała tę okolicę, na Mokotowie się wychowała i mieszkała niedaleko. Jej mężowi, synowi znanych poznańskich architektów, przypominał rodzinny dom w dzielnicy Grunwald. Nie mieli wątpliwości, że chcą tu zamieszkać.

Dzielnica piękna, pełna zacisznych zaułków, w których kryją się zabytkowe wille i wszędzie blisko: do pięknego parku z olbrzymim placem zabaw, malutkich kafejek, dobrych szkół, metra i lotniska. Ale musieli trochę poczekać. – Negocjacje w sprawie sprzedaży trwały prawie rok, gdyż właściciele nie chcieli się łatwo pozbyć takiego skarbu – wspominają.

Wreszcie – udało się. Maja nie mogła się doczekać, od początku wiedziała, że sama zaprojektuje i urządzi każdy kąt. Wszystko miała zaplanowane, ale dom i tak ją zaskoczył. – Przebudowa była przygodą. Podczas skuwania tynków odkryliśmy zamurowane okna, przejścia, dawne instalacje. Staraliśmy się to wszystko zachować, żeby było tak pięknie jak przed wojną. Mąż przeszukał chyba wszystkie możliwe miejsca, żeby odkryć historię i odnaleźć zdjęcia naszej willi. Nie było łatwo, ale dotarł do nich w archiwach lotniczych. Niemcy mieli dobrze udokumentowane, co bombardują. Stąd wiemy, jak wyglądała przed wojną, zaraz po zniszczeniu, gdy straciła dach, i już po wojnie. Zdjęcia wiszą w korytarzu przy kuchni.

Klasyczne formy w nowym wydaniu

Gdy nadszedł czas wybierania kolorów, nie miała wątpliwości. – To było niesamowite, od razu, gdy zobaczyłam dom, widziałam najdrobniejsze szczegóły. Jestem nowoczesną kobietą, chciałam mieć klasyczne formy, ale w nowym wydaniu. Coś pomiędzy stylami paryskim, angielskim i skandynawskim. No i kolory, które odzwierciedlają nasz zdecydowany charakter: głębokie czernie, biele, szarości i koniecznie fiolet.

Odważny styl: czarno-biała elegancja

Do tego odważnego stylu musiałam trochę przekonać męża, który myślał raczej o brązach i antykach. Ale dziś nie ma wątpliwości, że pomysł był dobry.
Czerń i biel to dla nich przede wszystkim elegancja, ale też bardzo ważna harmonia, rytm: pasy w przedpokoju, szachownica na podłodze w kuchni, czarne kanapy, blaty z czarnego kamienia. – Z bielą i czernią jest jednak tak, że trzeba też uważać, żeby nie przesadzić – mówi Maja. Dlatego postanowiła dodać do palety barw w salonie paryski błękit, by nadał miękkości konturom mebli, jadalnię ozdobić ciekawym odcieniem koloru popielatego, a sypialnię ocieplić zmysłowym, nastrojowym fioletem i… zabawić się światłem.

Dom jest bardzo słoneczny, trzeba było wykorzystać ten atut. Wymyśliła więc fazowane szybki w drzwiach, dzięki którym promienie słońca aż skrzą się kolorami. Wszystko to sprawia, że biele i czernie nie wyglądają zbyt ciężko czy pompatycznie wśród tęczowych refleksów.

Szlachetne tkaniny

Wybrała też szlachetne tkaniny: welur i jedwabie. Nie tylko eleganckie, ale i niezwykle plastyczne. Mają głębię i pięknie odbijają światło. Trochę się ich na początku obawiała, bo wiadomo – przy kocie i małych dzieciach mogły okazać się niepraktyczne, ale wciąż wyglądają świetnie.

Dumą Mai jest kuchnia, oczywiście własnego projektu. Z ogromną wyspą-stołem, widokiem na ogród, wyjściem do jadalni zatopionej w zieleni i na taras, na którym od wiosny przyjmują gości. Jest elegancka i funkcjonalna.
Stare mury okazały się na tyle grube, że udało się w nich „zatopić” rozmaite sprzęty. – Dzięki temu wszystko wygląda harmonijnie – podkreśla Maja.

Pracownia nowoczesnej kobiety

Obok salonu urządziła swoją pracownię. Z jasnymi meblami, cichą, otoczoną oknami, rozświetloną od samego rana. Chrapkę na ten pokój miał też mąż, ale okazało się, że najwygodniej mu się pracuje z laptopem na kanapie, a w gabinecie częściej spędza czas Maja, która od lat zajmuje się projektowaniem wnętrz. To jej prawdziwa pasja. Przed urodzeniem dzieci praca w korporacji była tak absorbująca, że nie miała już na nią czasu. Dlatego jak dzieci podrosły, postanowiła robić to, co lubi najbardziej. Jest też współwłaścicielką sklepu z meblami i dodatkami Square Space Concept Store & Interior Design (kupimy tu między innymi zaprojektowane przez Maję krzesła, stoły i szafy).

Gdy siedzi przy biurku i wymyśla nowe meble, ma wrażenie, jakby była na dworze, w ogrodzie, który uwielbiają nie tylko Patrycja i Tomek. Już nie mogą doczekać się lata, wyjmą wtedy leżaki i będą się opalać przed domem.

Tekst: Anna Ozdowska
Stylizacja: Dorota Karpińska
Fotografie: Rafał Lipski