A gdybyśmy tak po ulicach chodziły w ubrane w kwiaty? W spódnicach z płatków róż, w gorsetach z orchidei.

Magdalena Cuisset już przygotowała pierwszą taką kolekcję. Na razie ubiera tylko krawieckie manekiny. Ale kto wie, czy nie zawojuje świata mody? Kreacje przygotowuje ze specjalnie trawionych płatków róż, zatapianych w glicerynie liści, gałązek bukszpanu, piór przepiórczych i argentyńskich traw, które wyglądają jak falujący puch.

Tonie w nich cała pracownia. – Odkąd córki wyjechały na studia, mam więcej miejsca do pracy – opowiada artystka – I nawet niespecjalnie sprzątam ten rozgardiasz, bo znajomi lubią, gdy po całym domu porozrzucane są kwiaty.

Najpierw miała zamówienie na wymyślną choinkę dla pewnej francuskiej restauracji. – Zrobiłam spódnicę z ogrodowej siatki, w którą powtykałam gałązki świerku i bombki z papier mâché, a pod spód podpięłam lampki – opowiada Magda.

Potem pomysły zaczęły się rodzić jeden za drugim. Manekin „Josephine Baker” nosi charakterystyczną dla słynnej tancerki żółtą sukienkę, tyle że zrobioną z płatków kwiatów i wykończoną falbanką z ptasich piór. A „Kokietka” to wersja dla bizneswoman, która po pracy odsłania swoją prawdziwą naturę – spod skromnego czarnego kostiumu wygląda frywolna biała kreacja.

Z kolei manekin „Hardrockowy” ubrany jest w gorset z trawionej kory palmy kokosowej i spódnicę z rudobrązowych traw. Jakby tego było mało, do kompletu są kapelusze. A pod nimi żarówki, bo efektowne kreacje kryją prawdziwe lampy.

– Pewnego dnia znajomy zauważył, że moim manekinom brakuje damskich dodatków i źle prezentują się bez... głowy. I tak powstały manekiny-lampy z abażurami w kształcie kapeluszy ozdobionych woalem – uśmiecha się na to wspomnienie Magda. Jej manekiny niczym rzeźby stoją w prywatnych mieszkaniach, w restauracjach i galeriach. A wszystko zaczęło się od fascynacji... japońskimi ogrodami.

Mąż Magdy, Francuz z pochodzenia, był jednym z pierwszych w Polsce kolekcjonerów bonsai, a ona uczyła się w pracowni tkanin Barbary Falkowskiej. Wtedy właśnie postanowiła przenieść fantastycznie powyginane formy drzewek na gobeliny.

Osnowy i wątki sprowadzała specjalnie z Francji, bo w Polsce takich kolorów (np. marengo) i faktur, jak potrzebowała, nie było. Potem razem z mężem wystawiali swoje kolekcje – on pokazywał bonsai w naturze, ona na tkaninie. Ale w pewnym momencie drzewka zniszczyła zaraza i Magda straciła swoje muzy. Nostalgia za roślinami jednak pozostała.

– Cudzoziemcy nie mogą się nadziwić, że w Warszawie jest tak zielono. Ale w domach kwiatów brakuje, mieszkania są szare i pozbawione życia – tłumaczy. – Chciałam, żeby pojawiło się w nich więcej kolorów. Wpadła na nowy pomysł – pasję wyniesioną ze studiów postanowiła połączyć z miłością do roślin i krawieckiemu manekinowi sprawiła garderobę „utkaną” z ulubionych kwiatów. Dziś sprowadza je nawet z Afryki.

– Lubię takie ręczne robótki – śmieje się Magda. – Potrafię godzinami siedzieć i sklejać płatki kwiatów – przy francuskiej muzyce lub jazzie. I otoczona pamiątkami z Paryża.

Ściany jej domu zdobią prace słynnego francuskiego fotografika Jean-Paula Goude’a, który tworzy plakaty dla Galerii La Fayette. Aż roi się tu od kobiet: damy w czarnych pelerynach walczą na szpady, stateczne na co dzień panie finiszują na mecie z wysoko zadartymi spódnicami, a dziewczyna w czerwonym gorsecie siłuje się z krnąbrnym psem... Trochę zwariowane, z przymrużeniem oka, jak manekiny Magdy.

Oprócz lamp robi też niespotykane rzeźby – kule i obeliski z piór, egzotycznych traw i kwiatów robionych z łodyg bambusa. Jeszcze kilka dni po naszym spotkaniu, zawsze gdy zamykam oczy, wszędzie widzę kwiaty... naręcza kwiatów.

Tekst: Monika A. Utnik
Stylizacja: Dorota Karpińska
Fotografie: Aleksander Rutkowski

reklama