Aśka i Staszek wyprowadzili się z felernego blokowiska na Ursynowie. Teraz razem z kotami podglądają przez okno harcujące na polach lisy i bażanty. A to wszystko w Warszawie.

W jaki sposób powstają mieszkania? Wiadomo – deweloper buduje, klient kupuje i albo sam dekoruje, albo zatrudnia architekta. Aśka – z wykształcenia polonistka, z zawodu graficzka – widzi całą sprawę inaczej. Mieszkania powstają przez… pączkowanie! Tak właśnie było z apartamentem, w którym mieszka z mężem Staszkiem. Wypączkował – bo najpierw pojawił się pierwszy i najprostszy pomysł: podłoga miała być ciemna. Potem zostały dodane kolejne elementy. Powstało wnętrze, które odzwierciedla dwie wielkie pasje właścicieli: podróże i kolekcjonowanie porcelany, zwłaszcza figurek. Mieszkanie Aśki i Staszka wypączkowało na obrzeżach Wilanowa.

Gdy pierwszy raz tu przyjechali, zachwycili się klimatem: wkoło pola uprawne, na nich bażanty i lisy, dalej wał wiślany. Nie przeszkadzały im nawet górujące nad tym wszystkim kominy Elektrociepłowni Siekierki. – To bardzo ciekawa okolica – opowiada Staszek. – Chyba jedyne miejsce w Warszawie, gdzie można zobaczyć chłopa na furmance.

Chcieli, żeby nowe mieszkanie nie wyglądało, jak zaprojektowane przez architekta. Oczywiście, nie obeszło się bez fachowej pomocy. Na przykład w przypadku łazienki z umywalką postawioną przy wannie i kranem wychodzącym z sufitu. Gospodarze tłumaczą, że chodziło przede wszystkim o to, by wnętrze nie było śmiertelnie poważne, żeby wziąć je w cudzysłów. Dlatego jedna ściana w salonie została pomalowana na pomarańczowo. Opowiadają żartem, że największy lęk budzi w nich kolor beżowy we wnętrzach, bo od razu kojarzy się z robotą architekta. Sami jednak mają w domu coś beżowego – ogromną trawertynową ścianę. Najwyraźniej nie da się uciec przed tym kolorem.

Podróżnicza pasja Aśki i Staszka sprawiła, że znaleźli autorski sposób na udekorowanie mieszkania. W różnych miejscach stoją przywiezione z wypraw rzeźby i maski, ale najbardziej uwagę przyciąga tapeta na ścianie, zrobiona z ich własnych zdjęć. Wydrukowali je na papierze do robienia bilboardów. Zdjęcia pochodzą z Maroka, Turcji, Gruzji i Irlandii. Szczególną pasją darzą kraje islamskie. Do tego stopnia, że pobrali się w polskim konsulacie w Egipcie. – Mieliśmy pewne kłopoty ze świadkami, ale na szczęście w pobliżu była polska misja archeologiczna – wspominają.

Z czasem bibeloty z egzotycznych podróży zeszły na dalszy plan. Pojawiła się nowa pasja – porcelana. Staszek zobaczył kiedyś w internecie zdjęcia figurek z Ćmielowa. Spodobały się obojgu. – Bardzo nam odpowiada estetyka lat 60. ubiegłego wieku, z czasów, gdy powstawała większość tych figurek – opowiada Aśka. – Jeśli będziemy kupować nowe meble, wybierzemy jakieś z tamtego okresu. Były funkcjonalne i ciekawe artystycznie.

Do figurek – z oczywistych względów – nie mają dostępu koty. Podczas naszej rozmowy głośno domagają się spaceru. Ich prośby nie zostają spełnione, bo gospodarze ruszają do centrum Warszawy. Przejeżdżamy boczną dróżką koło złowieszczej bryły Siekierek. Chłopa na furmance nie widać, ale kilka koni skubie trawę. Ot, pomieszanie miasta ze wsią. Szkoda tylko, że na polach prędzej czy później powstaną nowe domy. Ale przecież każdy chce mieszkać w ładnym miejscu.


Tekst: Stanisław Gieżyński
Stylizacja: Basia Dereń-Marzec
Fotografie: Rafał Lipski

reklama