Kuba dopiero niedawno zaczął spełniać swoje marzenia – został pilotem i zamieszkał na Mokotowie. Sąsiedztwo starych dębów i oranżerii sprawia, że czuje się tu jak w Amsterdamie.

Późno zabrałem się do spełniania swoich marzeń, bo dopiero około trzydziestki – śmieje się Kuba Benke. Ale dziś, gdy zrealizował się już zawodowo (jest szefem jednego z największych domów mediowych), może więcej czasu poświęcić pasjom. – Przez płot patrzyłem kiedyś na lotnisko w Gdańsku i pomyślałem, że chciałbym na nim wylądować samolotem – wspomina. Nie spodziewał się, że marzenie tak szybko się spełni.

Trzy lata później zapisał się na kurs pilotażu. – Rzeczywistość przeszła moje oczekiwania. Zakochałem się w lotnictwie. Tylko raz miałem wątpliwości, kiedy instruktor zademonstrował mi korkociąg. Przez przednią szybę samolotu zobaczyłem wirujący las i serce podeszło mi do gardła. Wtedy pomyślałem, że może latanie jest nie dla mnie. Ale to była chwila – opowiada. – Teraz uwielbiam korkociągi i pokazuję je swoim uczniom.

Kuba jest dziś współwłaścicielem warszawskiej szkoły pilotażu „Runway” i instruktorem. Uczy latania na cessnach, ma nawet licencję pilota samolotów pasażerskich. Niedawno spełnił też inne swoje marzenie. – Zawsze chciałem mieszkać na Mokotowie, tu chodziłem do przedszkola, podstawówki i liceum. Wtedy dojeżdżałem z Saskiej Kępy i traciłem mnóstwo czasu – opowiada.

Gdy poszedł na Uniwersytet Warszawski, okazało się, że jego wydział – zarządzanie – jako jedyny mieści się... na Mokotowie. Tam też znalazł pierwszą pracę. Ale dom zbudował pod Warszawą i znowu pół życia spędzał w drodze. W końcu kupił mieszkanie na osiedlu „Przy Oranżerii”, kilometr od swojej dawnej szkoły, w sąsiedztwie Pola Mokotowskiego. I to kolejny zbieg okoliczności... zanim powstało Okęcie, do 1933 roku właśnie na Polu znajdowało się warszawskie lotnisko.

Na osiedlu są stare świerki i dęby – pomniki przyrody – oraz zabytkowa oranżeria. Latem czeka ją generalny remont pod okiem konserwatorów zabytków i przyrody. – Dzięki niej nasze osiedle nie wygląda jak kolejne getto dla bogatych, ma duszę, a takich miejsc w Warszawie brakuje. Tu czuję się trochę jak w Krakowie albo w Amsterdamie – mówi Kuba. Zachwyciło go też mieszkanie – z drewnianymi oknami do samej ziemi i widokiem na trzy strony świata. Do tego obszerny taras i gałęzie dębów na wyciągnięcie ręki. – Kiedy jem tu latem śniadanie, czuję się jak w parku – tłumaczy Kuba.

Chciał, żeby mieszkanie było urządzone zgodnie z zasadami feng shui. Specjalistę wezwał zanim jeszcze pod budynek położono pierwszą cegłę. Ten obejrzał dokładnie plany i przeniósł łazienkę, bo nie może być na środku domu. Zlikwidował wejście z holu do kuchni, zaokrąglił część kantów, zaproponował stonowane kolory – na szczęście Kuba lubi ciepłe pastele – podpowiedział, jak ustawić meble.

W apartamencie jest jeszcze mało drobiazgów, a te, które widać, są raczej przypadkowe. – Jestem słaby w kupowaniu pięknych bezużytecznych rzeczy – śmieje się Kuba. Może z jednym wyjątkiem – fascynują go stare mapy. Na ścianie wisi angielski plan Warszawy z 1830 roku. Przy dzisiejszej ulicy Kasprzaka jest uroczy podpis „road to Paris”. – Naprawdę lubię ten dom, to moja oaza. No i wreszcie mieszkam na Mokotowie, a do pracy jadę dziesięć minut – cieszy się Kuba.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Joanna Siedlar

reklama