Pobudka wyśpiewana przez skowronki, potem śniadanie pod rozłożystym dębem, a w południe kąpiel w słonowodnym basenie. Tak się odpoczywa w sercu Umbrii.
Magia detali
W łazience Chrystusik błogosławi gości idących pod prysznic, w salonie bawią słomkowe kapelusze nonszalancko nadziane na poroże nad kominkiem. Powieszone w kuchni deski do krojenia wyglądają, jakby używali ich już średniowieczni kucharze.
W każdym pomieszczeniu czekają jakieś smakowite detale i to one budują artystyczny klimat letniego domu Duńczyków o podwójnym nazwisku Septimius Krogh. Fotograf Kristian i Lise, dziennikarka pism wnętrzarskich, partnerzy w życiu i pracy, mówią, że podarowali sobie tę willę na 50. urodziny.
Dom z charakterem
Niemałym wysiłkiem w miejscu pasterskiej szopy bez prądu, wody i gazu postawili dwustumetrowy dom, który mógłby startować w konkursie na najlepszy widok z okien. Działka, położona 700 m n.p.m. niedaleko umbryjskiej wioski Preggio (którą zamieszkiwali już Etruskowie), wchodzi w głąb dębowego lasu, a przed nią roztacza się panorama gór, dolin i Jeziora Trazymeńskiego. Dom, choć współczesny, ze sporymi przeszkleniami, ma umbryjski koloryt – na przykład spadziste dachy kryte tradycyjną dachówką.
Duńczycy urządzili go z charakterem. Zgrabnie połączyli antyki, często znalezione na ulicy, z szarymi, nieco chropowatymi płytkami na podłodze. Na ścianach zagrały czarno-białe fotografie (głównie Kristiana) i srebrzyste tapety w sypialniach. Wykorzystali niemal wszystko, co pozostało z budowy. Z desek sami zrobili meble: sofę, fotele, stół i ławy. Proste w formie i stuprocentowo skandynawskie. W końcu budując się w Italii, nie zapomnieli o korzeniach.
Ekologiczne i praktyczne rozwiązania
Chcieli też być samowystarczalni. Wywiercili własną studnię, zbierają deszczówkę w specjalnych zbiornikach i spłukują nią toaletę, a dzięki bateriom słonecznym na dachu ogrzewają wodę „bezgotówkowo”. Mają też łatwy w utrzymaniu basen ze słoną wodą i oszklony ekotaras, który energią słoneczną ogrzewa resztę domu. Swój wakacyjny azyl duńska para udostępnia też innym. Villę Ghiandaię albo – jeśli ktoś ma problemy z jej wymową – Villę G. można wynajmować. Ghiandaia znaczy po włosku sójka. Pewnie niejedna ma tu stały meldunek.
Opracowanie: Beata Majchrowska
Zdjęcia: Kristian Septimius Krogh/House of Pictures
Więcej na: www.specialumbria.com