Strych, gdzie do niedawna mieszkały tylko gołębie, Agata zamieniła w królestwo, które pewien pisarz podarował ukochanej żonie.

Projektantka z pasją

Dziadek rzeźbił, wuj maluje, a mama zawsze dbała o to, aby było pięknie i latami kupowała stare przedmioty, które powoli zapełniały dom. Taka tradycja musiała kiedyś dać o sobie znać i wywrócić poukładane życie bizneswoman.

Po ukończeniu historii sztuki górę wzięła praktyczna strona życia. O mały włos, a utknęłaby w korporacji na zawsze. Na szczęście kostiumy, szpilki, zebrania i stanowisko szefowej marketingu jakoś nie pasowały do niespokojnej duszy – dziś projektantki – Agaty de Virion. Któregoś dnia rzuciła pracę, wzięła plecak, namiot i razem z przyjacielem wyjechała w podróż po Portugalii i Hiszpanii.
– To miał być wyjazd na zawsze, mimo że nie mieliśmy zbyt wiele oszczędności. Planowałam robić biżuterię, malować obrazki i sprzedawać je na ulicy. Przygoda była fantastyczna, ale krótka, bo do Polski wróciliśmy już po trzech miesiącach. Wtedy znajomy poprosił, abym wymyśliła nowy wystrój do jego restauracji „Roma” – wspomina Agata.  Po tych doświadczeniach nie wróciła już do biznesu, zaczęła projektować wnętrza.

Chcę przerobić strych...

Mieszkanie na poddaszu było jej szczególnym dziełem. Właściciel, pisarz mieszkający na co dzień z rodziną w Paryżu, poprosił Agatę o pomoc. Chciał zrobić prezent-niespodziankę żonie. – Dostałam klucze i ogromną porcję zaufania. Przez rok urządzałam i podejmowałam decyzje praktycznie sama, najciekawszy był jednak ostatni dzień. Gdy lądował samolot z Paryża, ja rozpalałam ogień w kominkach, nakrywałam stół do kolacji i odkorkowywałam wino. Zanim dojechali z lotniska, elegancko ulotniłam się z mieszkania. Gdy właścicielka weszła do domu, długo nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – wspomina projektantka.

Metamorfoza poddasza

Natomiast Agata do tej pory nie może uwierzyć, że udało jej się odzyskać to poddasze dla świata. Był to w zasadzie gołębnik, bo przez dziury w dachu zlatywały się ptaki z całej dzielnicy. Od wojny nikt tu nic nie robił, czasem mieszkańcy suszyli pranie i znosili niepotrzebne przedmioty. Do polepy, która przykrywała belki, przyklejone były kilogramy pierza, stare buteleczki po perfumach, listy, gazety poniewierały się wśród gruzu. Poddasze miało jednak magiczny nastrój.

– Przyszły gospodarz o duszy romantyka zachwycił się przestrzenią, a ja oczami wyobraźni urządziłam strych – wspomina. – Zawsze staram się, by dom oddawał charakter ludzi, którzy w nim mieszkają. Chcę wiedzieć, jak żyją i czym się otaczają – mówi. Jednym z pomysłów było wykorzystanie między innymi do obudowy kominka fragmentów XVI-wiecznej kościelnej ambony kupionej na targu staroci. Drewniane elementy nawiązywały do ogromnych szkiców kamienic, które znalazły miejsce na głównej ścianie salonu. Przywędrowały z domu rodzinnego właściciela.

Stylowa aranżacja

Są dziełem jego ojca-architekta. Ich ramy zrobili z legarów podłogowych. Zresztą nie tylko one powstały ze znalezionego na strychu drewna. – Mój zaufany stolarz, pan Grzegorz Wilkowski, ze starych belek podłogowych zrobił, czy raczej wyczarował, meble kuchenne, drzwi, elementy kominków – wylicza Agata.

Spełniło się też marzenie pana domu, który zawsze chciał mieć pianino. Projektantka wypatrzyła na Allegro bardzo stary niemiecki instrument w atrakcyjnej cenie. – Gdy transportowaliśmy pianino do domu, zdarzył się wypadek. Kierowca pomylił przyciski i zsunęło się z rampy na właściciela. Złamało mu palec i rozpadło się na drobne kawałki – opowiada.

Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie – właściciel sam czuwał nad żmudną naprawą instrumentu i w końcu, tak jak marzył, pianino stanęło na honorowym miejscu w domu.

Tekst: Sylwia Urbańska
Zdjęcia: Rafał Lipski
Stylizacja: Agata de Virion