Mieszkanie z brytyjskimi dodatkami

To mieszkanie jest bardzo brytyjskie: powściągliwe, zdyscyplinowane, z klasą. Jak angielscy dżentelmeni.

Najpierw gościł w pałacu Henryka VIII w Hampton Court, potem w Strawberry Hill, należącym kiedyś do sir Horacego Walpole’a, autora słynnych powieści grozy. Wreszcie ponad rok spędził w Bower House, XVIII-wiecznej siedzibie Ford Motor Company.

Pan Jacek Czeczot-Gawrak przez wiele lat był konserwatorem zabytków i ratował historyczne rezydencje Wielkiej Brytanii. Choć teraz mieszka w Polsce i tu od 25 lat prowadzi swoją pracownię projektowania wnętrz, Architecture and Interior Design, do wszystkiego, co angielskie ma dużą słabość.

W domach, które urządza, brytyjskie są nie tylko meble czy tapety, ale nawet... smakołyki. Właścicielom wręcza zawsze drobny upominek: swoją ulubioną herbatę Fortmason słynnej firmy Fortnum & Mason. Po tylu latach spędzonych w Anglii pozostała mu też słabość do tajemnych przejść i skrytek. Takich, jakie bywały w starych zamczyskach. Pierwszy raz widział je w sławnej rezydencji Renishaw Hall. Właścicielką pałacu jest Lady Sitwell, historyk sztuki i kolekcjonerka, która doradza pracowni pana Jacka.

– Gospodarze korzystają tylko z lewego skrzydła pałacu, bo w prawym podobno straszy. Ale raz udało mi się namówić męża Lady Sitwell na podróż po zakazanych komnatach. Czego tam nie było! – wspomina. – Podwójne drzwi do pokojów, sekretne korytarze, dzieła sztuki, o których nikt nie miał pojęcia – opowiada. Dziś, zawsze gdy urządza komuś dom, projektuje gdzieś kilka sprytnych schowków. Nie inaczej było i tym razem.

W gabinecie stoi niepozorna biblioteka. Pan Jacek sięga ręką za gzyms mebla i ten w mgnieniu oka się odsuwa, ukazując przejście na korytarz. Kolejne sprytne rozwiązanie w łazience: niby zwykła ława do siedzenia. Tymczasem wystarczy podnieść siedzisko i znajdziemy wc. Wreszcie kuchnia: blat jest tak gruby, że zmieścił się w nim schowek na drobiazgi.

Również w Anglii nauczył się doceniać najdrobniejsze przedmioty. – Na jednej z aukcji znaleźliśmy z właścicielami niepozorne pudełko do gry w kości. Ale jaką ma historię! Zrobił je George Chambers, kapitan żaglowca Otago, na którym komendę objął potem Joseph Conrad. Ten osad na ściankach to nie brud, a ślad po opium, które kapitan szmuglował w pudełku. Albo klucze do mebli. Dawniej każdy miał dekoracyjny chwost. Czy abażury. Kiedyś szyte były z trzech warstw: jedna chroniła przed żarówką, druga rozpraszała światło, trzecia była dla dekoracji.

Wiele ciekawych wiadomości przekazał panu Jackowi ojciec chrzestny, znawca antyków. – Mawiał: "Jak będziesz kupował stare biurko, sprawdź, czy ma w komplecie dwa klucze. Jeśli nie, znaczy, że to kopia". Bo kiedyś jeden klucz był dla żony i rodziny, a drugi dla pana domu, który otwierał nim tajemną szufladę – opowiada pan Jacek.

Śmieje się, że przy urządzaniu mieszkania znów poczuł się jak konserwator zabytków, bo musiał odtworzyć klimat kamienicy z lat 30. Na ścianach pojawiły się pilastry, na sufitach plafony, w drzwiach oryginalne gałki, meble z londyńskich i paryskich antykwariatów (na przykład para rzadkich konsol z różanego drewna).

Część rzeczy zaprojektowała jego pracownia (żyrandol w salonie, szeroki karnisz nad oknem), tkaniny i tapety sprowadził z Anglii i Francji (obicia na fotele firmy Marvic, zasłony od Rubelli Textiles, tapeta w rybki to Lewis & Wood, a te z XVIII-wiecznymi grafikami – Outlaw & Outlaw). Kolory są chłodne: szarości, beże, czerń. Takie wybierali architekci lat 30. – Przytulne wnętrze można stworzyć nie tylko mocnymi barwami.

Pozostała ostatnia rzecz: jadalnia. – Ozdobi ją malarka Anna Kozłowska. Jest jedną z niewielu osób, które robią freski na mokrym tynku, jak Michał Anioł. Razem odtwarzaliśmy dekoracje Dawnej Sali Poselskiej na Zamku Królewskim. Potem w moim wiejskim domu zrobiła fresk na kominku. Gdy pomaluje tę jadalnię, poproszę właścicieli, by znów panią zaprosili.


Tekst: Monika Utnik-Strugała
Stylizacja: Basia Dereń-Marzec
Fotografie: Kuba Pajewski