Wokół dzika natura, jakby nieruszona ręką człowieka, a tu nagle niespodzianka – ogród z równiutkimi ścieżkami, modnie ostrzyżoną zielenią, tuzinem pergoli i... tajemnicą.

Józef Gawlas jest szczęściarzem, bo dużymi, pięknymi ogrodami czy domami szczyci się wielu, ale rzadko kto może się pochwalić własną górą zamienioną w ogród. We wsi Sopotnia Wielka, niedaleko Żywca, na stoku, który od pokoleń należał do rodziny Gawlasów, natknęliśmy się na jeden z piękniejszych ogrodów w Polsce.

Od wielu lat Beata i Józef dzielą tydzień pomiędzy podróże – pracują w Wiedniu, a odpoczywają koło Żywca. – To miejsce jest dla mnie najważniejsze, bo tu są moje korzenie – mówi pan Józef. Wybudowali tradycyjny góralski dom i nazwali go Gawlasówką. Potem przyszedł czas na zieleń. Ogród powstawał cztery lata z pomocą pracowni „Pejzaż”, a zaczęło się od bardzo poważnych budowlanych robót. Zbocze wzmocniono murami oporowymi, ścieżki wyłożono miejscowym kamieniem. Granity sprowadzono z Dolnego Śląska, bardzo twardy piaskowiec z okolic Brennej i Skoczowa. Zwieziono aż 600 ciężarówek ziemi.

Spacerując ścieżkami ukrytymi wśród roślin, miałam wrażenie, że przeniosłam się do renesansu – tarasowy ogród, dom położony na zboczu z pięknym widokiem na okolicę, otoczony niezliczonymi pergolami, strzyżonymi żywopłotami, wodnymi oczkami, fontannami i rzeźbami. Do tego przy rozległym trawniku odkryłam, również zaczerpnięty z renesansowych Włoch, pomysł na ogród sekretny – giardino segreto.

To niewielki skwerek, otoczony cisowym żywopłotem, z różami, bukszpanowymi obwódkami, pośrodku którego stanęła prawie 100-letnia rzeźba Piłsudskiego autorstwa Konstantego Laszczki, profesora ASP w Krakowie. – Lubię tu przesiadywać i wspólnie z „dziadkiem”, moim ulubionym politykiem, dyskutować, co w Polsce można byłoby zrobić, żeby było lepiej – śmieje się gospodarz.

Są tu jeszcze inne zakątki z ławkami, stolikami i leżakami, a nawet z kamienną wanną, do której po schodkach wspinają się amatorzy sauny, aby się po niej orzeźwić. Ważna jest też wiata z grillem. Konstrukcję z grubych jodłowych bali i rzeźbione meble zrobili fachowcy z okolic Poronina, jej dach porośnięty jest dywanem niskich kolorowych roślin, a zdobią ją wiszące pod dachem zbyrcoki – dzwonki produkowane od wieków dla pasących się na halach owiec i bydła.

W ogrodzie państwa Gawlasów zieleń „startuje” późno. Klimat nie służy liliom wodnym, bo woda w oczku jest dla nich za zimna. Rosną słabo i kwitną dopiero pod koniec lata. Z tych samych powodów nie można hodować tu ozdobnych ryb, bo górskich warunków nie wytrzymują ani czerwone karasie, ani karpie koi. Zima potrafi być ostra, cały ogród jest wtedy przykryty metrowymi warstwami śniegu. Ale ta ciepła kołderka okazuje się doskonałą ochroną dla wielu roślin. Dzięki niej zimują tu tak delikatne gatunki, jak pochodząca z Meksyku gunnera czy cedr atlantycki.

W tym górskim ogrodzie odpoczywa się inaczej niż na nizinach. W upalne dni trzeba szybko cieszyć się słońcem, a wieczorami mieć pod ręką sweter, choć i gospodarze potrafią nieźle rozgrzać swoich gości. – Gdy czasem zaprosimy góralską orkiestrę, od muzyki huczy cała dolina – śmieje się pan Józef.


Tekst i fotografie: Anna Słomczyńska

reklama