W tym ogrodzie liczy się droga. Ale nie jest ważne, dokąd dojdziemy. Ważne, co zobaczymy.

Jeżeli chcesz być szczęśliwy jeden wieczór, upij się, jeżeli chcesz być szczęśliwy przez rok, weź żonę. A jeżeli chcesz być szczęśliwy przez całe życie, załóż ogród. Tak głosi stare japońskie przysłowie. Dla Mariusza Foldy, ogrodnika i miłośnika kultury japońskiej, to nie zabawna maksyma, ale sposób myślenia. Choć wychował się w rodzinie, która od trzech pokoleń zajmuje się hodowlą roślin, pierwszy zachwycił się sztuką ogrodniczą Kraju Kwitnącej Wiśni.

Wszystko zaczęło się w połowie lat dziewięćdziesiątych od wizyty w ogrodzie pod Tokio. Ta wycieczka wystarczyła, by złapał bakcyla. Potem, choć los rzucił go do Australii, z pomocą poznanych tam Japończyków dalej zgłębiał tajniki ogrodniczej sztuki. Znów pobyt w Japonii i praktyki w szkółce bonsai pod okiem mistrzów. Jaki ogród założył po powrocie do kraju, nie trzeba chyba mówić.

Ogród Mori no tonari (Pod lasem) pan Mariusz zaprojektował w rodzinnych Janowicach, niedaleko Bielska-Białej. To jeden z nielicznych prywatnych ogrodów japońskich w Polsce. Oprócz niego jest właściwie jeszcze jeden – w Jarkowie nieopodal Kudowy Zdroju (założony przez innego pasjonata – Edwarda Majchera). Są wyjątkowo malownicze, ale trudne do utrzymania. Sporo kosztują, bo wiele roślin i małej architektury trzeba sprowadzać aż z Japonii, potrzebny jest też odpowiedni teren do ich założenia oraz duża wiedza. A tę niełatwo zdobyć.

– Do niedawna w ogóle nie było książek po polsku na ten temat. Te, które można teraz znaleźć, też na wiele się nie zdają. Fachowej literatury możemy pozazdrościć Czechom – tłumaczy. Czesi imponują mu też czym innym. Wiedzą, jak poruszać się po orientalnym ogrodzie, że kamienne ścieżki wijące się wokół karesansui (ogród żwiru i kamieni, tu widoczny zaraz po wejściu), nie muszą prowadzić do konkretnego miejsca, jakiegoś atrakcyjnego „punktu widokowego”.

– Polacy – mówi pan Mariusz – szukają centrum ogrodu. Nie wiedzą, w którym miejscu się zatrzymać. A tu liczy się droga, nie jej cel. Za surowym karesansu i zaczyna się „ogród gór i jezior”. Porośnięty przeróżnymi paprociami, kosaćami, funkiami, a jego najważniejszym elementem jest oczko wodne.

Właśnie powstaje trzecia część – ogród herbaciany (w Japonii odbywają się w nich ceremonie parzenia herbaty, nie może zabraknąć altany, są też kamienne latarnie i baseniki). A co, gdy i on będzie gotowy?
– Ogród japoński to niekończąca się opowieść – zapewnia.


Tekst: Eva Milczarek
Fotografie: Radosław Wojnar

reklama