Dwa weekendy w roku – tyle dokładnie czasu mają miłośnicy tulipanów, by obejrzeć ogród państwa Walkerów. A jest co podziwiać, bo w ich niewielkiej posiadłości kwitnie aż... dwadzieścia tysięcy tych wiosennych kwiatów.
Rzadko się zdarza spotkać tylu ogrodników w jednym miejscu. Co roku w kwietniu ściągają oni z Wysp, i nie tylko, do miasteczka Astley Burf w zachodniej Anglii, by podziwiać tulipanowe pola.
Derek i Lin Walkerowie dziesięć lat temu kupili domek i ćwierć hektara ziemi. – Ziemia to właściwie za dużo powiedziane – śmieje się właściciel. – Dom otoczony był po prostu hałdami piachu. Musieliśmy wszystko uprzątnąć i nawieźć prawdziwej gleby – żyznej, przepuszczalnej, próchnicznej i „miękkiej”. Bo od samego początku wiedzieli, że będą uprawiać tulipany. Derek przez większą część życia pracował jako ogrodnik w jednym z angielskich parków. Na emeryturze postanowił pójść na swoje. – Tulipany były oczywistym wyborem – tłumaczy. – Uwielbiam te wspaniałe plamy koloru, które tworzą się w ogrodzie.
Ogród Walkerów, zwany Little Larford, choć zachwyca w kwietniu, wymaga pracy przez cały rok. Najważniejszy jest październik, gdy bulwy trafiają do ziemi. Trzeba uważać, żeby gleba nie była wtedy zbyt wilgotna, bo rośliny zgniją, no i oczywiście dokładnie wszystko rozplanować. – Sadzenie tulipanów przypomina malowanie obrazu przez impresjonistę – mówi właściciel. – Plamy koloru powstają z malutkich „kropek”, czyli pojedynczych roślin. Różnica polega na tym, że widok ogrodu można sobie jesienią tylko wyobrazić, a na efekty czekamy aż do wiosny. – Pojawienie się pierwszych pączków to wielkie przeżycie – twierdzi Derek. – Wtedy nasz „obraz” zaczyna nabierać kształtów.
Tulipany w Little Larford rosną na grządkach i na pagórkach. Granice wyznaczają niewielkie żywopłoty. Żeby nie było monotonnie, gospodarze sadzą także inne rośliny: odrobinę fiołków, irysów, żonkili i bratków. Wkoło domu i przy ścieżkach zobaczymy też wypełnione kwiatami donice. Derek żartuje, że jego miłość do tulipanów jest tak wielka, że gdy brakuje miejsca w ogrodzie, zaczyna je sadzić gdzie popadnie. Przy tej ciężkiej pracy pomagają Walkerom ochotnicy – w ten sposób wszystko idzie o wiele sprawniej.
Kilka lat temu gospodarze dokupili hektar lasu i łąk. Nie planowali jednak powiększania tulipanowego królestwa. Rozstawili za to budki dla ptaków, nietoperzy i owadów. Dzięki temu wokół domu kręci się sporo przeróżnych stworzeń. Gdy zaczyna się kwiecień i bramy Little Larford stają otworem, turyści, by ochłonąć od nadmiaru kolorów, spacerują po lesie, podpatrując ptaki. Kiedy kończą się „dni otwarte”, w posiadłości zostają tylko gospodarze, tulipany i zwierzaki. Ci pierwsi mogą chwilę odpocząć, zanim zabiorą się do planowania kolejnego „obrazu”. Zakwitnie na przyszłą wiosnę.
Tekst: Flora Press
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Gap Photos/ Flora Press