Barwinek

Dziś rzadko pojawia się w świątecznych dekoracjach, ale kiedyś był niemal symbolem Wielkanocy. Jego gałązkami zdobiono koszyczki ze święconką, palmy i stoły w Wielką Niedzielę.

Wszystko przybrane było zielonym barwinkiem i gruszewnikiem leśnym i roztaczało woń niezmiernie przyjemną – wspominał święta znany etnograf Zygmunt Gloger. A skąd nazwa „barwinek”? Oczywiście od barwienia – w wywarze z liści rośliny farbowano jajka.

Barwinek od wieków zakwitał w naszych lasach. Gdy tylko nastawały ciepłe kwietniowe dni, ukazywały się niebieskie kwiaty, z bliska przypominające wiatraczki.

Bujnie rozrośnięte barwinkowe kobierce można znaleźć na starych cmentarzach, gdyż tę zawsze zieloną roślinę sadzono na grobach jako symbol wieczności, nieśmiertelności i raju. A także śmierci. To dlatego w średniowiecznej Anglii wieńce z barwinka nakładano na głowy skazańcom przed egzekucją.

Barwinek był także rośliną bogini Wenus. Sławny siedemnastowieczny botanik i zielarz, Nicholas Culpeper, twierdził, że jeśli mężczyzna i kobieta jednocześnie zjedzą jego liście, zrodzi się między nimi wielka miłość. Kto wie, może nawet... dozgonna, bo barwinek jest trujący, zwłaszcza w dużych ilościach.

Teraz barwinek znajdziemy przede wszystkim w parkach i ogrodach. To znakomity wybór, zwłaszcza jeśli nie macie czasu biegać z kosiarką, pielić grządek, walczyć ze szkodnikami, często podlewać. Trudno o lepszą roślinę okrywową: wiecznie zieloną, odporną na mróz, a przy tym doskonale znoszącą cień. Oprócz odmian ciemnozielonych można znaleźć barwinki o liściach pstrokatych, z żółtymi lub białymi plamkami. Ozdobą tej niewysokiej (ok. 20 cm) roślinki są także kwiaty – najczęściej niebieskie, ale bywają też białe, różowe, purpurowe. Pojawiają się od kwietnia do maja, a potem – już mniej licznie ­­­­­– w sierpniu.

Na dodatek barwinek jest ogromnie witalny. Kiedyś mieszkałam obok gospodarstwa ogrodniczego. Graniczyło ono z głębokim jarem – wiosną był wprost niebieski od kwiatów. Gdy zagadnęłam na ten temat sąsiada, okazało się, że kilka lat wcześniej wyrzucił tam nieco podeschłej rozsady barwinka, której nie udało mu się sprzedać. Niespodziewanie w cieniu drzew rośliny odżyły, nabrały sił i utworzyły gęsty dywan.

Ale zdarza się i tak, że barwinek – mimo starań – zupełnie odmawia współpracy. U mnie długo był mizerny, chociaż ziemię miał taką, jak lubi: żyzną, próchniczną, wysypaną korą. I okazało się, że właśnie w tym tkwiła przyczyna! Nie mógł swobodnie się rozrastać, jak to ma w zwyczaju; kora przeszkadzała jego długim, płożącym się pędom. Od tej pory nie ściółkuję wokół barwinka podłoża. I trochę go strzygę, dzięki czemu wygląda coraz ładniej. Zawsze w wielkanocną niedzielę wychodzę rano do ogrodu i zrywam kilka gałązek, by ozdobić nimi świąteczny stół.

Barwinek w ojczyźnie i na emigracji

Nasz bohater, barwinek pospolity (Vinca minor) to rodowity mieszkaniec Europy; rośnie jeszcze gdzieniegdzie w liściastych lasach, zwłaszcza bukowo-grabowych. Coraz trudniej jednak go spotkać, dlatego jest chroniony. Natomiast jako „towar z importu” w wielu krajach (np. w Nowej Zelandii, USA) tak się rozplenił, że jest uważany za chwast.

Barwinek - lek i trucizna

Jak z wielu innych roślin toksycznych, z barwinka też robi się leki. Na przykład takie obniżające ciśnienie, łagodzące stany zapalne błon śluzowych i egzemę.

Tekst: Anna Gąska
Fotografie: Joanna Kossak, ALAMY/BE&W, GAP PHOTOS/ MEDIUM