Anna Tajak malarstwo

Abstrakcyjne pejzaże Anny Tajak – każdy obraz to zaproszenie do własnej interpretacji

Artyści

Malowanie to dla Anny Tajak lekcja uważności. W jej pejzażach nie ma tu miejsca na zbędną kreskę czy plamę koloru. A o tym, co obraz przedstawia, widz decyduje sam.

reklama
Anna Tajak malarstwo
„Kamienie”, 2023 r., wyżej obrazy: „Chłodno”, 2024 r., „Z daleka widzę dokładniej”, 2024 r.

Z Anną Tajak, malarką, rozmawia Staszek Gieżyński

Patrzę na twoje obrazy i zastanawiam się: pejzaż czy abstrakcja?

Coś pomiędzy albo dwa w jednym (śmiech). Odbiorcy często widzą w moich pracach znajome, konkretne miejsca w Polsce czy w innych krajach. Moja przyjaciółka dostrzega w niektórych widoki z Suwalszczyzny, a ja nigdy w życiu tam nie byłam. Kreślę na obrazie linię, rodzaj horyzontu, który malarsko ustawia mi środek ciężkości obrazu. Styk różnych plam barwnych buduje wrażenie przestrzenności. Powstaje przestrzeń, w której każdy może sobie coś własnego wyobrazić i wymyślić.

Czyli nie malujesz z natury?

Uwielbiam naturę, dzieciństwo spędziłam na wsi i dopiero w liceum przeprowadziłam się do Rzeszowa. Ale moje obrazy nie powstają ze szkiców czy fotografii. W trakcie pracy nie planuję niczego, wszystko dzieje się na żywo. Mam pewien zamysł kolorystyczny i kompozycyjny, który próbuję realizować. Jeśli jest tu odbicie natury, to raczej mojej własnej – pewnych emocji i przeżyć. W malarstwie jak w życiu – dorastam i dojrzewam. W obu dziedzinach staram się odrzucać rzeczy złe i zostawiać tylko to, co dobre.

Przeczytaj też: Morze spokoju – w morskich pejzażach Marty Bileckiej najważniejsza jest przyroda
 

Anna Tajak malarstwo
„Chłodno”, 2024 r.
Anna Tajak obrazy
„Cieplej”, 2023 r.
Anna Tajak pejzaże
„Dym”, 2023 r.

Czuję w tych pracach rodzaj medytacji rodem ze sztuki Wschodu…

Bardzo jest mi bliski japoński drzeworyt. Jego twórcy byli oszczędni w środkach i oczyszczali przestrzeń obrazu z nieistotnych rzeczy. Mnie taka synteza bardzo interesuje, potrafię wiele godzin siedzieć i zastanawiać się nad postawieniem jednej linii, która dopełni całości.

Trzeba być uważnym i skupionym, żeby nie przegapić odpowiedniego momentu. Czasem zdarzają się przypadki, na przykład farba kapnie. Obraz idzie wtedy w innym kierunku i dynamika robi się ciekawsza. Kiedyś próbowałam martwej natury i portretu, nawet malowałam ludzi w pejzażu, ale ostatecznie zawsze wracam do tych na poły abstrakcyjnych widoków.

Anna Tajak obrazy
„Zatoka II”, 2023 r.

Stawiasz na płótnie ostatnią kreskę, i co dalej? 

Daję tytuł, czasem coś, co wpadnie mi do głowy podczas malowania… Lubię grę słów jak w haiku, żeby słowa co nieco podpowiadały, ale jak nie mam pomysłu, to jest to po prostu „pejzaż”. Oczywiście jest ciąg dalszy. Mój obraz kończy się tam, gdzie ja skończę malować, i zaczyna na nowo, kiedy zobaczą go widzowie. Każdy inaczej go odbiera i ma swoje spostrzeżenia, jedni w plamie farby widzą wodę, inni lód. Kiedyś usłyszałam, że mój pejzaż to widok apokaliptycznego miasta, historia o upadku ludzkości. Najbardziej cieszę się, gdy słyszę, że ktoś nie może się z moją pracą rozstać, uwielbia siedzieć i na nią patrzeć. To największy komplement, jaki można dostać!

Co jest za horyzontem twoich obrazów?

Nie mam pojęcia! Ale horyzont jest mi i w życiu, i w malowaniu potrzebny. Mieszkam na Górce Narodowej i z piątego piętra mam widok na cały Kraków. Czasem nawet Tatry widać. Są tu niesamowite wschody słońca i zauważyłam, że od czasu, gdy je obserwuję, zaczęłam używać intensywniejszych kolorów.

Instagram artystki: @tajakanna_painter

Za pomoc w stworzeniu materiału dziękujemy Zofia Weiss Gallery
Zdjęcia: archiwum artystki

Zwierciadła Zwierciadła