

Duchy lasu, mokradła, jelenie i żurawie oraz ich odbicia w wodzie – oto Arkadia Agnieszki Zabrodzkiej
ArtyściW lesie malowanym przez Agnieszkę Zabrodzką nie można się zgubić. Za to niczym w lustrze zobaczymy w nim nasze marzenia i tęsknotę za zaginioną Arkadią.
Z malarką Agnieszką Zabrodzką rozmawia Staszek Gieżyński
Co można zobaczyć w odbiciu w kałuży?
Na moim obrazie? Pewnie las, który akurat wtedy malowałam. On odbija się też w rzekach czy jeziorach, które również są na moich obrazach. Zawsze ciągnęło mnie do lasu i do wody. Na studiach byłam na Erasmusie w Antwerpii, tam woda jest wszędzie wkoło, więc malowałam ten motyw. Sprawiało mi to radość i jakoś doszłam do wniosku, że taki temat wybiorę sobie na dyplom. A las jest mi bliski, bo to takie miejsce spokoju, idylla, moja ucieczka od świata tu i teraz. Mieszkam w wielkim mieście, więc maluję puszczę. Moje obrazy to romantyczna tęsknota za Arkadią.

Chodzisz do lasu malować?
Do lasu chodzę na spacery, bo kontakt z naturą działa kojąco. Kiedyś lubiłam wsiąść na rower, wziąć farby i niewielkie płótno i pojechać nad Wisłę na Siekierki. Teraz maluję w domu i na moje płótna nie trafia żadne konkretne miejsce. To gra wyobraźni. Choć zdarzało się, że od oglądających słyszałam: „Ten las jest dokładnie taki, jaki widziałem w Tajlandii” albo „Ten staw z żurawiami to jest mój staw koło domu”. Las jest uniwersalny, gdziekolwiek się pojedzie, czy to do dżungli w Azji, czy do Kampinosu.
Co jest takiego fascynującego w pejzażu?
Kiedyś czytałam opracowanie badań, z których wynikało, że ludzie wolą pejzaż od abstrakcji geometrycznej. Z tym, że ulubione pejzaże są raczej nie leśne, ale przedstawiające otwartą przestrzeń. Ja w tym widzę naiwną tęsknotę za połączeniem człowieka z naturą, powrotem do warunków, w których kiedyś żyliśmy. Mnie jako malarkę zawsze fascynowało malarstwo Młodej Polski: Wyspiański, Fałat, Stanisławski, Ruszczyc. Lubiłam chodzić do Muzeum Narodowego i przyglądać się ich pejzażom. Malarza w muzeum poznaje się po tym, że ogląda obraz z bardzo bliska, bo interesuje go sposób, w jaki to zostało namalowane. Z drugiej strony podoba mi się też sztuka szkockiego malarza Petera Doiga.



Jest las na obrazie, to zgodnie z tradycją i jeleń być musi…
O tak, ale nie byle jaki! U mnie jest biały, majestatyczny i wygląda jak duch. Nawet czasem nazywam go strażnikiem lasu. Na moich obrazach pojawiają się wątki inspirowane mitologią słowiańską czy nordycką. U Skandynawów w koronie drzewa życia Yggdrasil mieszkały między innymi cztery jelenie. Mistycyzm jest mi bliski, a las działa na moją wyobraźnię. Wcześniej mówiłam o idylliczności lasu, ale to nie do końca tak – ma w sobie tajemniczą atmosferę i pewien niepokój, jednak to jest mój oswojony niepokój. Teraz sobie myślę, że ten mój namalowany las jest taki przeskalowany, monumentalny, jakby to było wspomnienie z dzieciństwa, kiedy wszystko wydawało się takie wielkie.
Czyli w jakimś sensie w twoich obrazach, niczym w lustrze, widać właśnie ciebie?
Widać mnie w sposób niedoskonały, tak jak niedoskonała jest tworzona przeze mnie rzeczywistość. I właśnie ta niedoskonałość, ten wpisany w nią błąd sprawia, że możemy się nią zachwycać. Jaki byłby sens malowania, gdyby idealnie odbijało świat? A więc może po prostu ja jestem lustrem, które odbija coś, co każdy oglądający może sam dla siebie w tych obrazach odkryć.
Kontakt z artystką: zabrodzka.com
Zdjęcia: archiwum artystki
Na zdjęciu głównym obrazy: Agnieszka Zabrodzka, „Zmierzch”, 2022 i „Jeleń”, 2021
Przeczytaj też: Morze spokoju – w morskich pejzażach Marty Bileckiej najważniejsza jest przyroda