unikatowe ręcznie robione lampy Rondin

Niezwykła oprawa dla światła – unikatowe, ręcznie robione lampy od Rondin to prawdziwe dzieła sztuki!

Projektanci

Projektujemy unikatowe lampy w duchu upcyklingu, które wprowadzają do wnętrza emocje i opowiadają własną historię – mówią Wioletta Taratuta i Iwo Rzepiel, twórcy marki Rondin.

Z Wiolettą Taratutą i Iwo Rzepielem, właścicielami marki Rondin, rozmawia Beata Majchrowska

Widzę kultowy wazonik „Prądniczanka” jako element jednej z waszych lamp, w innej – talerzyki z Ząbkowic! Tworząc niezwykle efektowne lampy w duchu upcyklingu, pokazujecie zarazem, jak różną formę może przybierać kolekcjonowanie szkła. 

IR: Na początku chodziliśmy po targach staroci i kupowaliśmy to, co przyciągało nasz wzrok. Nie byliśmy świadomi, że z pudeł czasami wygrzebujemy perełki. To po prostu szkło użytkowe – i my też tak je traktujemy, i pozwalamy mu znów być częścią codziennego życia. Zamiast stać na półce, świeci – dosłownie. Myślę, że PRL-owscy projektanci byliby zaskoczeni, jak ich dzieła wykraczają poza dedykowaną funkcję, urzekając nowych odbiorców. Coś, co kiedyś było zwyczajnym talerzykiem w kuchennej szafce, dziś staje się częścią oryginalnej lampy – łącząc współczesność z historią. Dzięki temu wiele osób może na nowo dostrzec, jak piękne potrafi być szkło.

Każda lampa to unikat?

IR: Absolutnie! Jeszcze żadna się nie powtórzyła i mam nadzieję, że tak będzie zawsze.

WT: Upcykling w naszym projektowaniu polega też na tym, że dość często używamy naczyń, które mają jakąś drobną wadę – wyszczerbienie, nadkruszenie. Nie tylko ma to znaczenie dla całego projektu, ale wręcz nadaje powstałym lampom indywidualny, ludzki wymiar.

Przeczytaj też: Lampy Kamdibe Sosnowskiej to rzemieślnicze cuda! Każda wprowadza do wnętrza niezwykły nastrój

 

Jak trudny jest proces tworzenia takiej lampy?

WT: Największym problemem była na początku technologia scalania poszczególnych elementów, bo one nie są klejone, ale mocowane na mosiężnym lub stalowym kręgosłupie. Każdy szklany „paciorek” musi być przewiercony, a to wymaga precyzji i cierpliwości. Na początku zakreślamy ogólnie kształt czy kolorystykę lampy, po czym komponujemy na żywo, wybieramy wszystko z naszej ściany szkła, gdzie czekają przygotowane wcześniej i posegregowane kolorami elementy – umyte i przewiercone.

IR: Nowa lampa trafia na „ławeczkę rezerwową” – musimy się na nią napatrzeć, ewentualnie skrytykować i zadać sobie pytanie, czy naprawdę nam się podoba i czy chcemy ją już wypuszczać na świat.

Czy wszystko wykonujecie sami? I jak często pęka szkło w trakcie przewiercania?

IR: Coraz rzadziej, chyba że trafi się szkło Arcoroc, które dosłownie wybucha jak mały granat, rozpryskując się na tysiące kawałków. Wszystko robimy sami, zlecamy tylko gwintowanie rurek mojemu ojcu.
 

Nie pracujemy według sztywnych schematów. Każdy kształt i kolor szkła podpowiadają nam, co z niego może powstać – mówią autorzy. – Światło wydobywa subtelność i dynamikę kształtów użytych naczyń i daje niezwykłe efekty we wnętrzu.

Gdzie zdobywacie szklane obiekty?

WT: Staramy się nie kupować przez internet. Lubimy dotknąć, poczuć szkło w ręku, zobaczyć, jak wygląda w świetle i jaką ma grubość. Klienci często przynoszą swoje rodzinne pamiątki. Remontują dom, zapasy odziedziczonego szkła nie pasują im do wystroju, a żal im się tego pozbywać, bo mają do niego duży sentyment. Lampa złożona z takich wspomnień to doskonały sposób na zachowanie rodzinnej pamiątki i posiadanie czegoś unikalnego. Sami zaczynaliśmy podobnie – remontowaliśmy mieszkanie i brakowało nam lamp. Nie chcieliśmy tych gotowych, modnych, powtarzających się w tylu domach…

Trudno wam się rozstawać z unikatami?

WT: Owszem, zdarza się. Kiedy przygotowujemy się na targi i pakujemy lampy, mówię: „Mam nadzieję, że ta się nie sprzeda” (śmiech). Najbardziej jednak cieszymy się, kiedy nasze lampy kupują fajne osoby, kiedy czujemy, że doceniają nasze projekty i widać, że będą się nimi cieszyć.

Instagram marki: @rondin.eu

Zdjęcia: serwis prasowy marki

Zwierciadła Kalendarz Zwierciadła Kalendarz