Kolorowe lny, serwety i bieżniki

Jadalnia

Ubieramy stół na lato – w lny, jedwabie, bawełny. Ale sam obrus to za mało. Do towarzystwa potrzebuje serwet i bieżników.

Pamiętam bieliźniarkę mojej babci Franciszki wypełnioną po brzegi obrusami i serwetami – wszystkie białe jak śnieg, płócienne, wykrochmalone „na ostro”. A ile było dyskusji, czym przykryć stół z okazji rodzinnego obiadu. Czy obrusem z koronką klockową – dziełem słynnej w okolicy pani Helenki, z haftowanymi makami, a może tym zdobionym mereżką?

Kiedy decyzja zapadła, z mebla zdejmowano szydełkową serwetę w kolorze sznurka. Zawsze dziwił mnie widok nagiego stołu z misternie rzeźbioną górną częścią nóg, bo dawniej stoły zawsze przykrywano! To były inne czasy, wtedy zwracano uwagę nie tylko na to, co na talerzu, ale i jak podane. Postanowiłam wskrzesić dawną tradycję i jadać przy stole nie byle jakim.

Lniane obrusy znowu są modne. To nic, że się gniotą. Jest na to sposób – tkaninę spryskujemy wodą, wkładamy do torebki foliowej, a następnego dnia uprasujemy ją w pięć minut. Warto też rozejrzeć się za miłym w dotyku adamaszkiem, cieniutkim batystem czy najprawdziwszą koronką. Na stół położymy nawet grubszą tkaninę zasłonową. Pięknie mieni się flokowany jedwab, żakardy, ciekawie wygląda haftowany plusz obszyty ozdobną taśmą czy frędzlami.

Co wybrać? Powinniśmy być przecież przygotowani zarówno na wydanie świątecznego śniadania, kolacji dla przyjaciół czy niezobowiązującej imprezy z okazji urodzin córki. – Tak naprawdę wystarczy dobry obrus albo dwa, a nastrój podkreślimy dodatkami – zapewnia Barbara Fandri, właścicielka warszawskiej galerii Abonda. – Lubię bieżniki. Z haftowaną świerkową gałązką wybieram na święta, gładki albo z kwiatami lawendy na co dzień.

To wygodne rozwiązanie. Po prostu przerzucamy je przez szerokość stołu (nie mogą być dłuższe od obrusu, na którym leżą) i na nich ustawiamy talerze. Możemy też wybrać serwety. Na przykład do obrusu z haftowaną bordiurą z polnych kwiatów dobieramy serwety gładkie albo ozdobione subtelniejszym wzorem, na jednej mak, na innej chaber. – Sprawdzone są zestawienia zieleni z lawendą, szarości z czerwienią albo z granatem. Ciekawie wyglądają też różne odcienie jednego koloru albo różne kolory, ale wszystko uszyte z tej samej tkaniny – opowiada pani Barbara.

I przestrzega. – Unikajmy obrusów za małych, bo wyglądają jak za ciasny sweterek. Za duże z kolei grożą katastrofą, gdy zaplączemy się w materiał. Jeśli przy stole zasiadamy od święta, wróćmy do babcinych serwet robionych na drutach, ale w kolorze błękitnym, cytrynowym albo pomarańczowym. Stół będzie wyglądał niezwykle, a przez duże oczka tkaniny zobaczymy jego subtelnie wygięte nogi i elegancko fornirowany blat.

Przedwojenny biały obrus suszy się właśnie na sznurku, a świeżo zakupione czekoladowe bieżniki czekają na swój niedzielny debiut. Duch babci Franciszki (tej od bieliźniarki) zapewne mocno się zdziwi. Jej ulubiony obrus z makami znowu będzie zachwycał gości.


Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: archiwa firm

reklama