Złotem malowane
Z malarzem Masakazu Miyanaga rozmawia Beata Majchrowska.
Ma pan psa?
Teraz nie mam, w dzieciństwie miałem.
I musiał go pan chyba bardzo kochać. Pies jest numerem jeden wśród bohaterów pańskich obrazów...
Lubię psy, i w ogóle zwierzęta...
Co ciekawe, maluje je pan archaiczną i pracochłonną techniką – temperą jajową na desce – i używa 24-karatowego złota jako tła. Chyba nikt, poza konserwatorami średniowiecznych obrazów, takich technik nie stosuje. Skąd ten pomysł?
Studiowałem na wydziale konserwacji w krakowskiej ASP, zainteresowała mnie ta technika i chciałem wykorzystać ją we własnej twórczości.
Jak i kiedy trafił pan do Polski?
Skończyłem malarstwo w Japonii, a po studiach w 1995 roku przyjechałem do Polski jako wolontariusz w ramach programu JOCV (Japan Overseas Cooperation Volunteers) i pracowałem przez trzy lata w Myślenicach. Jeszcze jako student bardzo interesowałem się polskim filmem, chciałem zobaczyć wasz kraj i poznać jego kulturę. Fascynował mnie Polański, Wajda, dzieła polskiej szkoły filmowej.
A co pan konkretnie robił w Myślenicach? Po takiej metropolii jak Tokio to musiała być szokująca zmiana w życiu…
Prowadziłem zajęcia plastyczne dla dzieci w tamtejszym domu kultury. Ten czas był dla mnie trudny. Zupełnie inny świat, inny język, inna mentalność, inny klimat (w 1995 roku zima była bardzo ostra) i inne jedzenie (dla mnie za tłuste)... Ale ludzie byli bardzo mili i pomagali mi. Śmieszna anegdota – zanim przyjechałem do Polski, w Myślenicach mieszkał już jeden Japończyk o wzroście 183 cm. Jak na naszą nację był wysoki, dlatego mówił ludziom, że jest nietypowy. No i potem przyjechałem ja, 194 cm wzrostu...
Co pana zatrzymało u nas na dłużej?
Różne powody. Chciałem studiować na ASP, poznać bliżej ludzi, Polskę, no i spotkałem moją obecną żonę.
Za czym najbardziej tęskni Japończyk w Polsce?
Za rodziną, kolegami i kuchnią japońską.
Bigosik nie zastąpi... no właśnie, czego konkretnie?
Bardzo lubię mentaiko – ikrę mintaja, a także specjalne noworoczne menu – osechi-ryōri. Są w nim potrawy o symbolicznym znaczeniu: kasztany kuri, czerwona ryba tai czy ikra śledzia. Od 19 lat nie byłem w Japonii na Nowy Rok, więc nie jadłem osechi... Ale za to co roku jem karpia na Wigilię!
Powróćmy do sztuki i malowanych z niezwykłą precyzją obrazów. Ile potrzebuje pan czasu, żeby takie dzieło stworzyć?
Trudno to dokładnie określić. Najpierw trzeba przygotować deski, a potem powstaje złocenie i na koniec samo malowanie temperą. Ten ostat-ni etap zajmuje mi średnio miesiąc, ale przygotowanie desek pod obrazy robię hurtowo, czyli co jakiś czas przygotowuję kilkanaście naraz. Na przykład obraz siedzącego psa z mieczem zajął mi dwa miesiące, licząc od przygotowania deski do końca malowania.
A co pana inspiruje? Mnie pana obrazy trochę kojarzą się z XV-wiecznymi portretami florenckimi, trochę ze sztuką Babilonu, trochę z surrealistami...
Inspiracje zbieram z różnych miejsc, np. z obrazów oglądanych w muzeach i książkach, z podróży, z filmów... Bardzo lubię XV-wieczne malarstwo niderlandzkie, np. Van Eyck, włoski renesans czy japońskie malarstwo XVIII i XIX wieku, zwłaszcza obrazy z grupy RIN (Rin-pa), np. Ogata Kōrin.Ale właściwie inspiruje mnie wszystko, czego doświadczam na co dzień.
A dlaczego bohaterami są głównie zwierzęta?
Chyba dlatego, że są czyste, są dla mnie neutralne. Ludzkie ciało jednak ma coś do powiedzenia, a ja staram się wyjąć z obrazu wszelkie emocje i tworzyć totalną ciszę.
Zdjęcia: archiwum artysty
Obrazy Masakazu Miyanagi kupimy w krakowskich galeriach Platon (galeriaplaton.pl) i Kersten (www.kerstengallery.com.pl)