Monika i Fredrik ciągle żyją na walizkach. Ale wrażenia i fajne pomysły zwożą w jedno miejsce – do mieszkania w Wilanowie.

BARCELONA. Konferencja międzynarodowej firmy kosmetycznej. W czasie przyjęcia powitalnego pośród wielu gości Fredrik wypatrz­­ył dziewczynę. Kiedy znikła w tłumie, postanowił za wszelką cenę ją odszukać. Historia jak z bajki i, jak to w bajce, ze szczęśliwym zakończeniem. Monika się znalazła i w dodatku chętnie dała Fredrikowi numer telefonu, bo przystojny Szwed także i jej wpadł w oko.

WARSZAWA, czasem POZNAŃ. Szczęście nadal sprzyjało Fredrikowi – po powrocie z Indonezji został przedstawicielem swojej firmy w Polsce. Znajomość z Moniką rozkwitła na dobre. Wszystkie weekendy spędzali na zmianę u niego w Warszawie albo u niej w Poznaniu. Potem odbył się ślub i… kolejna podróż.

LAHORE (PAKISTAN). Półtora roku spędzili w służbowym mieszkaniu wśród nie swoich rzeczy. Pakistańczycy domy projektują ogromne, dla wielopokoleniowych rodzin, więc Monika i Fredrik trochę się w nim szukali. Ale miło wspominają ten czas.

Już wtedy zaczęli zbierać meble do przyszłego domu. Zamówili na przykład krzesła w stylu Ludwika XVI na wzór dwóch kupionych na starociach w Czaczu koło Leszna, a także białe komody i szafki nocne, które zaprojektowała Monika. Wszystko z pakistańskiego drewna sheesham.

WARSZAWA. Po powrocie do Polski znaleźli mieszkanie idealne w Wilanowie. Idealne, czyli takie, jakie Szwedzi lubią najbardziej. Z mnóstwem okien i ogromnym tarasem. Zaprojektowali je architekci wnętrz, Monika i Adam Bronikowscy z Hola Design. Dla ludzi, którzy kochają światło i biel. I znają się na modzie. W końcu Monika razem z koleżanką Weroniką prowadzi stronę everydayFASHION.pl.

VÄXJÖ. To rodzinne miasto Fredrika na południu Szwecji. Kilka razy w roku wsiadają w samolot i lecą odwiedzić jego rodziców. Tu żyje się wolniej i bliżej natury. Dookoła mnóstwo parków. Można złapać chwilę oddechu. Od teściów dostali stojący zegar – bardzo ważną pamiątkę. Pradziadek Fredrika robił mechanizmy i projektował drewniane obudowy. Każdy w rodzinie dostał po takim zegarze. – Niedawno przywiózł nam go teść. Przyjechał samochodem z prezentem w bagażniku. To była cudna niespodzianka.

BANGKOK (TAJLANDIA). Nie był ich przystankiem w życiu, tylko wakacyjną przygodą, ale zapadł w ich pamięć. Głównie kulinarnie. – Tajskie curry: zielone, czerwone i żółte, a także kurczak z orzechami nerkowca to nasze ulubione potrawy. Nauczyłam się je przyrządzać od mamy mojej znajomej, Tajki – mówi Monika. Tradycyjnie są tak ostro przyprawione, że dla europejskich żołądków stanowią nie lada wyzwanie.

I ZNOWU WARSZAWA. Wrócili do domu obładowani palącymi smakołykami, więc na pierwsze przyjęcie w nowym mieszkaniu zaprosili gości na tajskie pyszności. – Spytałam, czy lubią pikantnie, a ci zakrzyknęli: hurra! Okazało się jednak, że nie byli przygotowani na aż takie „piekło w gębie”. Tona jogurtu (tylko on gasi skutecznie żar) nie zatamowałaby tych łez i potu, które lały się strumieniami. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i śmiechu było co niemiara.

Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Zdjęcia: Michał Skorupski

reklama