Kraj lat dziecinnych, on zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie – chyba żadne inne słowa, jak Adama Mickiewicza, nie oddają lepiej wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa. Mary właśnie takie miała. Farma na przedmieściach Londynu, pełno zwierząt, dookoła las (starutki, że aż chroniony) i kochający rodzice. Niby jak na wsi, a jeszcze miasto. Słowem, idylla.

Nic dziwnego, że gdy rozpoczęła dorosłe życie, wyszła za mąż i wyprowadziła się z rodzinnego domu, wciąż wracała tam myślami. Każdy wolny weekend, czasem nawet wakacje, wolała spędzać pod Londynem niż na plaży nad lazurowym oceanem. Aż w końcu, wspólnie z mężem Brianem, postanowili wynająć gospodarstwo tuż obok farmy rodziców, gdzie mieszkał jeszcze jej ojciec. I wszystko dobrze się układało do czasu, gdy na świat przyszło ich trzecie dziecko.

– Dom zaczął pękać w szwach – śmieje się Mary. – Naprędce szukaliśmy czegoś nowego, lecz w okolicy były tylko mocno zrujnowane posiadłości – wspomina. Wtedy z pomocą przyszedł ojciec i zaproponował, by zamieszkali z nim i przebudowali sobie myśliwski domek. Pomysł fantastyczny, choć było jedno ale – gospodarstwo znajdowało się na terenie chronionym i jakakolwiek przebudowa oznaczała, że trzeba będzie zdobyć rozliczne zgody i pozwolenia. A jak wiadomo, z urzędnikami nigdy nie jest łatwo.

Mary postanowiła jednak spróbować, tym bardziej że oczami wyobraźni widziała już nowy dom – z ogromną kuchnią, wygodną jadalnią i dobudowanym piętrem, które pomieściłoby sypialnie dla całej niemałej rodziny (Mary, Briana, dzieci – Maksa, Arabelli i Teddy’ego oraz spaniela king charles). Składali więc projekt po projekcie, bo ciągle coś nie pasowało kolejnym urzędnikom. – Poddaliśmy się po dwóch latach prób i skorzystaliśmy z pomocy profesjonalisty. Dopiero wtedy poszło szybko i budowa ruszyła z kopyta – wspomina.

Z wnętrzami Mary postanowiła zmierzyć się sama, choć wcześniej niczego nie urządzała. – Rzuciłam się na głęboką wodę, ale wiedziałam, czego chcę: dom miał być w stylu amerykańskich beach house wtapiających się w krajobraz – opowiada. Naturalne, jasne kolory i podobne tkaniny. Do tego rozsądna mieszanka antyków, ich kopii i przedmiotów zupełnie współczesnych.

– Zaczęłam zbierać pomysły. Przypominałam sobie wystrój różnych hoteli, restauracji i domów, które odwiedzałam podczas podróży, także za ocean – mówi. Trochę się jednak wystraszyła, bo rzeczy potrzebowali tonę. W końcu poprosiła o pomoc projektantkę. Tak się zaprzyjaźniły, że chodziły razem na zakupy. Teraz Mary i Brian mają dom, o jakim marzyli: nowy, choć pełen dawnych, cudownych wspomnień.

Tekst: IPC+Syndication
Tłumaczenie: Katarzyna Sadłowska
Fotografie: Robert Sanderson/25 Beautiful Homes/IPC+Syndication 

reklama