Zawsze żyłam wśród kolorów. Postanowiłam więc pobawić się nimi w domu. Jak się znudzą, zmienię. Poszukam czegoś nowego – mówi Paula Jaszczyk.

Paula nie mówi o sobie malarka. Uważa, że to słowo kojarzy się z kobietą, która traktuje malarstwo jak niedzielne robótki domowe. A ona żyje sztuką od rana do nocy. Śpi i też widzi obrazy. Jej dyplom z malarstwa na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych nie był taki zwyczajny, bo z trzema aneksami od razu: z grafiki, rysunku i struktur wizualnych. To tłumaczy, dlaczego jej obrazy są, jakie są – i prosta kreska, i kolor, i zabawa złudzeniami optycznymi.

Do urządzania swojego nowego mieszkania na warszawskiej Ochocie podeszła, jak do wszystkiego w życiu, z pasją. Gdziekolwiek spojrzeć, w każdym pokoju królują paski. – Ja chyba w środku składam się z pasków – śmieje się artystka. – Kolekcjonuję je, są na ścianach, podłodze, wszędzie, gdzie to możliwe. Nawet większość ciuchów mam w paski – dodaje. Uważa, że każdy człowiek ma swoje kolory, wewnętrzny i zewnętrzny, które się dobrze uzupełniają. Ważne, by je odkryć w poszukiwaniu własnej harmonii.

Jedynie w kuchni Paula poszła na ustępstwo, stawiając na czerń i biel, a jako element ozdobny nie bez powodu pojawiły się sylwetki ludzi. Pasjonuje ją grafika w technice linorytu. Właśnie tworzy cykl obrazów na podstawie fotografii Zofii Rydet, która, jeżdżąc po polskich wsiach, uwieczniała kamerą osoby o fascynujących twarzach. Swoją pracę Paula ukończy dopiero za dwa lata, ale pewne pomysły już przeniosła do kuchni.

Na co dzień rozsadza ją energia, ale niespokojny duch ustępuje, gdy siada przy sztalugach. – Wtedy „dziubię” na płótnie godzinami to, co urodziło się w mojej głowie. Malarstwo daje mi równowagę – mówi. Wstaje rano, by malować, a potem biegnie na uczelnię do pracy na wykłady.


Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie: Joanna Siedlar
Więcej o artystce: www.paulajaszczyk.pl