Anetta i Artur mieszkają w domu nad brzegiem morza. Przez okna widzą latarnię morską, a do piaszczystych wydm jest minuta spacerkiem.

Jak się spełnia sen o szczęśliwym miejscu na ziemi? Anetta twierdzi, że trzeba tylko chcieć. Prowadziła kiedyś wydawnictwo płytowe i była menedżerką muzyka jazzowego Jerzego Mazzolla i artysty multimedialnego Roberta Knutha. – Żyłam w ciągłym biegu. Tutaj odnalazłam spokój i poczułam, co może człowiekowi dać kontakt z przyrodą – mówi. Mimo że synów, siedemnastoletniego Janka i dziesięcioletniego Piotrka, codziennie trzeba wozić trzydzieści kilometrów do szkoły w Koszalinie.

Dom jest nowy, ale zbudowano go w tradycyjnym stylu – cegła i pruski mur, w środku zaś – gołe tynki z gliny. Marzyła im się co prawda stara chałupa, ale policzyli koszty remontu i spasowali. A że sentyment do rzeczy z historią ciągle w nich siedzi, więc do budowy użyli cegły „z odzysku”.

Znaleźli ją w Słupsku, gdzie akurat rozebrano dworzec kolejowy. Jednak najwięcej dyskusji było o słupie na parterze, który podtrzymuje strop. – Chciałam, aby był z litego dębu – wspomina Anetta. – Fachowcy kręcili jednak nosami, że klejone drewno jest bardziej wytrzymałe.

Jeszcze więcej kontrowersji wzbudził pomysł postawienia słupa na kamieniu. Przeforsowała w końcu swoją koncepcję i teraz z zachwytem patrzy, jak kolumna pracuje. Trochę się rozsycha i gdzieniegdzie pęka, tworząc wzory na powierzchni.

Podłogę w salonie wyłożyli oryginalnym cotto sprowadzonym z małej manufaktury z Hiszpanii. Płytki, w odróżnieniu od zwykłej terakoty, są ręcznie formowane i wypalane ze specjalnej gliny. Znacznie grubsze od innych, doskonale trzymają ciepło. Ich porowata powierzchnia wymaga wprawdzie trochę zachodu – trzeba je co jakiś czas woskować – ale wyglądają efektownie.

Potężny piec kaflowy obłożono łososiowymi kaflami rozbiórkowymi. Anetcie zależało na dużym palenisku; tu się nie tylko gotuje, ale i ogrzewa sypialnię na piętrze. Także na jej prośbę zdun zamontował przeszklone drzwiczki, aby można było podziwiać ogień.

W domu doliczyliśmy się aż dziesięciu metalowych łóżek. Większość z nich miała połamane ramy i pordzewiałe zagłówki. Po naprawie, wypiaskowaniu, ukazały swoje piękno: mosiężne zdobienia i doskonałe proporcje. – Są bardzo wygodne – zapewnia Anetta. Większość mebli wyszukali w antykwariatach. Dziewiętnastowieczne kredensy i szafki w kuchni – po tym, jak wygoniono z nich kołatki i trochę tylko odnowiono, by nie straciły patyny – dobrze wyglądają z murowanymi szafkami. Stalowe drzwiczki nadają nowoczesną stylistykę temu rustykalnemu wnętrzu.

Anetta i Artur, kulturoznawcy z zawodu, w mieście mieli mnóstwo przyjaciół. Mimo przeprowadzki na wieś kontakty się nie urwały. To z myślą o nich wydzielono część domu z osobnym, niekrępującym wejściem. Latem odpoczywają tu zaprzyjaźnieni artyści, na przykład Adam Nowak z zespołu Raz, Dwa, Trzy. Anetta świetnie gotuje i ciągle eksperymentuje w kuchni.

Jej tapenada, czyli pasta z czarnych oliwek, kaparów i anchois, nie ma sobie równych. – Najlepiej smakuje na pieczonym w domu chlebie z kozim serem – mówi. A zupa rybna tak zasmakowała Pascalowi Brodnickiemu, że dał się wciągnąć do wspólnego gotowania i pozostawił swój przepis na rybę w wanilii.

Dom Anetty i Artura jest prosty, bez niepotrzebnych ozdób. Naturalne barwy drewna, cegła na ścianie, deski i gliniane kafle na podłogach wyglądają trochę surowo. Jednak kolekcja starych przedmiotów – metalowe łóżka, haftowane płócienne zasłonki i kapy – sprawia, że czujemy się naprawdę swojsko. Ale najpiękniejszy jest tu widok z okien: na ogród, a dalej wydmy i morze. Gdzie nie spojrzeć – wszędzie ładnie.


Tekst: Agnieszka Stalińska
Stylizacja: Anna Tyślerowicz
Fotografie: Rafał Lipski

reklama