Wyklejanki Wisławy Szymborskiej

Kolekcje

Rozmowa z Sebastianem Kudasem, rysownikiem i scenografem, prywatnie sąsiadem Wisławy Szymborskiej.

Kolaże? Grafiki? Jak nazwać sztukę Wisławy Szymborskiej?

Wyklejankami. Technicznie to oczywiście kolaże, ale pani Wisława i jej przyjaciele mówili o tych pracach „wyklejanki”.

Skąd pomysł?

W latach 70. brakowało kartek pocztowych. Poetka zaczęła w ten sposób korespondować z przyjaciółmi. Kolaże traktowała jak rodzaj prywatnego listu, dlatego opierała się przed pokazywaniem prac publicznie. Propozycje padały szczególnie po tym, jak dostała Nobla, ale mówiła, że „nie cała jest na sprzedaż”. Z drugiej strony wyklejanki były dla niej rodzajem sztuki.

Sekretarz poetki, Michał Rusinek, wspominał, że gdy zabierała się do wyklejania, mówiła, że "teraz jest artystką".

To prawda, nie wpuszczała nawet nikogo do domu, bo był bałagan i wszędzie leżały przygotowane wycinki z gazet. Wyklejanki nie były dziełem przypadku. Po śmierci poetki okazało się, że miała w domu teczki z posegregowanymi skrawkami. Na każdej opis: „oczy”, „ręce”, „wąsy”. Wszystko przygotowane do pracy. Znajomi wiedzieli o tej pasji i przynosili stare, czasem nawet XIX-wieczne gazety, żeby mogła z nich wycinać. Sama poetka była na przykład wierną czytelniczką magazynu „National Geographic”.

Tworzyła sztukę?

Oczywiście. Wystarczy spojrzeć, jak te kolaże są bliskie jej patrzeniu na świat, jej filozofii i jej wierszom. Jest tu i paradoks, i ironia, i dowcip – bardzo dla niej charakterystyczne. Mam wrażenie, że nie wszystko chciała napisać, do pewnych rzeczy potrzebowała literackich zabaw i wycinanek.
Sama odkryła pewne pokrewieństwo między swoimi wyklejankami a kolażami Terry’ego Gilliama z grupy Monty Pythona. Trudno mówić o bezpośredniej inspiracji, bo w latach 70. raczej nikt „Latającego Cyrku Monty Pythona” w Polsce nie widział, ale jakiś związek jest.

Kartki wysyłane były przyjaciołom z okazji Nowego Roku…

Tak, wszyscy na nie czekali, ona o tym dobrze wiedziała. Na każdej wyklejance były różne przedmioty, wycięte z gazet nazwiska i słowa, krótkie życzenia. Ale kolaże wysyłała też z innych okazji, urodzin czy imienin. Gdy dostała od czytelnika szczególnie ujmujący list, czasem słała mu wyklejankę. Odpowiedź pisała z drugiej strony.
 
Patrząc na taki kolaż, można zadać sobie odwieczne pytanie licealisty: „Co poeta miał na myśli?”.

No właśnie, wszyscy potem zastanawiali się, dlaczego dostali taką kartkę, a nie inną. To często były anegdoty z kluczem, z ciepłą złośliwością i ironią Szymborskiej. Prace tematyczne. Na przykład główny bohater był zwierzęciem. Do tego jakiś komentarz. Pewnego razu dostałem wyklejankę ze sztychem przedstawiającym lwa i napisem: „Nie miał ani odrobiny życzliwości dla Polaków”. Mam podejrzenie, że poetka odwdzięczyła mi się w ten sposób za strasznie kiczowatą figurkę, którą jej wcześniej podarowałem. Może uznała, że postać jest tak okropna, że „nie ma życzliwości”.

Ulubiona kartka?

Kobieta zamiatająca główkę mężczyzny. Dostałem ją, gdy wysłałem pani Wisławie zdjęcie przedstawiające stajnię Jana Nowickiego, którą na jego prośbę wymalowałem w różne zwierzaki i postaci, w tym Piotra Skrzyneckiego. Napisała mi, że jest porażona tym, co widzi, natychmiast kupuje willę z ogrodem, parkanem i stodołą i mam jej wszystko wymalować. Wszystko z wyjątkiem krów, bo te mają pozostać w kolorze naturalnym.

Ile w sumie dostał pan kartek od pani Wisławy?

Osiem. Mam takie specjalne pudełko na rzeczy z nią związane i tam trzymam wyklejanki.

Ostatnio pojawiły się na wystawie w Pracowni w Pałacu pod Baranami.

To był wielki sukces, ekspozycja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Pojedzie dalej, do Rzymu, potem do Madrytu, Tirany.

Wisława Szymborska jest aż tak popularna na świecie?

Oczywiście. Nie tylko w Europie, ale i na Wschodzie. Jedną z największych stron poświęconych poetce na Facebooku prowadzą Irańczycy.

Co pan, jako artysta, czuje, patrząc na wyklejanki?

Trochę zazdroszczę umiejętności robienia takich rzeczy, ale też czuję się szczęśliwy, że mogłem je dostawać.

Rozmawiał: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: ze zbiorów Fundacji Wisławy Szymborskiej oraz Sebastiana Kudasa i Michała Rusinka, Maxppp/Forum