Romantyk nierozważny

Artyści

Żył ledwie dwadzieścia trzy lata, ale zdążył poznać wielką miłość, stracić ją i namalować dziesiątki obrazów. Maurycy Gottlieb był nadzieją polskiego malarstwa.

Rok 1878. Dwudziestodwuletni Maurycy Gottlieb maluje obraz „Żydzi modlący się w synagodze w Jom Kippur”. Na płótnie widać grupę starozakonnych, pośrodku rabin trzyma w ręku Torę w powłóczce, na niej widnieje hebrajski napis „za duszę Maurycego Gottlieba, błogosławionej pamięci”. Młody artysta jeszcze za życia umieszcza się pośród zmarłych. Obraz ogląda ojciec malarza, Izaak, człowiek światły, ale surowy i konserwatywny.

Natychmiast nakazuje zamalowanie inskrypcji, bo przecież jak tak można – jego syn ciągle jest wśród żywych. Na nic zdają się tłumaczenia, że to swoiste „memento mori”, że sztuka przetrwa, choć śmiertelne ciało zginie. Maurycy przemalowuje obraz. Wkrótce potem jednak napis pojawia się z powrotem.

Przyjacielowi, pisarzowi Nathanowi Samueli, wyjaśni później, że płótno malował w szczególnie dziwnym stanie ducha. Widział cienie umarłych z rodziny, którzy błagali go wzrokiem, by przywrócił ich do życia. Namalował ich trochę z pamięci, trochę z fotografii. Na obrazie umieścił też siebie.

Co do napisu, zauważył tylko: „są chwile, gdy bez naszej zgody czy chęci musimy słuchać tego głosu, który jak dowódca nakazuje nam, a my spełniamy rozkazy, nie mogąc sprzeciwić się woli jego aniołów”. Rok później Maurycy Gottlieb zmarł.

Matejką zafascynowany

W pewnym sensie Gottlieb był szczęściarzem. Gdy ojciec tylko zauważył talent chłopaka, chciał, żeby został artystą. Izaak – właściciel rafinerii w Drohobyczu – dużo podróżował w interesach. Wnikliwie obserwował, jak żyje społeczność żydowska w innych krajach Europy i pomagał swoim dzieciom dostosować się jak najlepiej do życia w kulturze chrześcijańskiej. Maurycego posłał do szkoły ojców bazylianów. Szybko okazało się jednak, że chłopak za nauką nie przepada, jest najgorszy w klasie, a interesują go tylko historia i lekcje rysunku.

Te ostatnie były zresztą powodem poważnego przełomu duchowego młodzieńca. Bo oto tradycja i prawo starozakonne zakazywały tworzenia wizerunków ludzkich postaci, a Maurycego właśnie najbardziej fascynował portret. Zgrzeszył – jak sam pisał po latach – ale zaczął się spełniać twórczo. Wkrótce ojciec przeniósł go do gimnazjum we Lwowie, a w 1871 roku zabrał do Wiednia, gdzie Maurycy pokazał rysunki na tamtejszej akademii. Został przyjęty i trafił pod opiekę Karola Wurzigera.

Relacje między mistrzem a uczniem nie układały się jednak dobrze. Stało się tak za sprawą... Jana Matejki. Młody malarz zobaczył bowiem wystawianego w Wiedniu „Rejtana”. Natychmiast zapałał wielką namiętnością do obrazu i do twórcy, choć dotąd osobiście go nie spotkał.

Z natury emocjonalny i bardzo porywczy, postanowił, że będzie studiował u Matejki w Krakowie. Z Wurzigerem tymczasem pokłócił się o swoje płótno przedstawiające scenę hołdu pruskiego. Mentor wyrzucał mu, że obraz jest zbyt w stylu krakowskiego malarza, na co uczeń odpysknął, że i tak jest najlepszym studentem w akademii, co zresztą sam profesor poświadczył na jego certyfikatach. Zaraz zaczął słać listy do ojca z prośbą o przeniesienie do Krakowa. W międzyczasie pisał też do Matejki i błagał o wstawiennictwo swoją siostrę Annę, pupilkę ojca.

Wreszcie się udało i Maurycy trafił do pracowni mistrza. Ale wytrzymał tam ledwie parę miesięcy. Aurelja Gottlieb, bratowa malarza i historyk sztuki, pisała, że wykurzyli go stamtąd mniej zdolni koledzy, choć padały i zarzuty o bliżej nieokreślone antysemickie wybryki.
Maurycy jak niepyszny wrócił do Wiednia. I wtedy doszło do najważniejszego zdarzenia w jego życiu: poznał Laurę Rosenfeld.

Miłość, epistoły i ból

Dobrze wykształcona dziewczyna pochodziła z zacnego domu. Zakochany po uszy Maurycy oświadczył się i został przyjęty. Był wniebowzięty. Aurelja Gottlieb notowała, że zgodnie ze zwyczajem panującym w porządnych domach narzeczeni przed ślubem nie mogli przebywać w jednym mieście. Zakochanym pozostawało zatem pisanie listów.

Epistoły Maurycego to prawdziwe erupcje emocji i popisy elokwencji. Malował akurat obraz „Uriel i Judyta”, więc bohaterce nadał rysy swojej ukochanej. Pisał: „Jak wspaniała jest Judyta, z pewnością godna miłości Uriela” i „Jakże słodka jest miłość Judyty do niego”. Dziewczyna odpowiadała mniej wylewnie i nieco naiwnie, czasem wierszem, jak to wówczas było w modzie. Tymczasem rozanielony Maurycy malował jej kolejne portrety. Gdy będąc w Budapeszcie, dostał list od Laury, tak bardzo był podekscytowany, że zapomniał pójść na spotkanie dotyczące ważnego zamówienia malarskiego.

Tymczasem w listy dziewczyny zaczęła wkradać się chłodna nuta. Maurycy szalał. 22 czerwca 1877 roku zażądał, by narzeczona przybyła wraz z ojcem do Drohobycza, gdzie się pobiorą. Kilka godzin potem napisał kolejny list, informując, że pakuje manatki i jedzie do Wiednia. Następnego dnia uspokoił się nieco, posłał portret ukochanej „dla przyszłej teściowej”, dodając, że „nim posłałem portret, ucałowałem twe oczy i usta”. Wszystko na darmo, Laura w końcu zerwała zaręczyny.

Wielki artysta, polski Żyd

Odrzucony narzeczony, próbując zapomnieć o sprawie, rzucił się w wir pracy. Dostał stypendium w Rzymie, ale brakowało funduszy na podróż i choćby skromne życie. Interesy ojca szły źle, więc Maurycy zwrócił się o wsparcie do swej gminy w Drohobyczu. Odmówiono mu, argumentując, że lepiej wydać pieniądze „na mularzy niż malarzy”. Gottlieb jednak do Rzymu dojechał, ale na miejscu klepał biedę.

Jego obrazy chciał co prawda obejrzeć słynny milioner hrabia Orłowski, ale przybywszy na miejsce odmówił wdrapania się na trzecie piętro do pracowni malarza. Z mecenatu więc wyszły nici. Pobyt w Rzymie zaowocował jednak innym ważnym dla artysty spotkaniem: Maurycy zderzył się z Matejką, który na kolacji w towarzystwie kolegów po fachu okrzyknął młodego twórcę „wielkim artystą, polskim Żydem”. Wzruszony Maurycy chciał uścisnąć dłoń mentora, ten jednak sam ucałował go serdecznie w oba policzki.

Choć wciąż wracał myślami do Laury, zakochał się w innej kobiecie. Dziwnym trafem nazwiska obu dziewczyn były bardzo podobne – nowa wybranka nazywała się Lola Rosengarten. W towarzystwie Loli i jej ojca pojechał nawet w lipcu 1879 roku do Wiednia. Ale do Krakowa wrócił sam. Podobno całą noc szwendał się ulicami miasta. Przeziębił się, a infekcja szybko zmieniła się w ropną anginę. Został przyjęty do szpitala, ale jego stan stale się pogarszał. Zmarł 17 lipca.

Dokładna przyczyna śmierci Gottlieba owiana jest pewną tajemnicą. Laura Rosenfeld w pamiętnikach dwukrotnie pisała, że malarz „zabił się przez nią”. Ile w tym prawdy, trudno dociec, może po prostu dręczyły ją wyrzuty sumienia. Dwa tygodnie przed śmiercią Gottlieba wzięła ślub z bankierem Leo Henschelem. Swojego byłego narzeczonego przeżyła o ponad 60 lat. W okresie międzywojennym zyskała sławę jako autorka systemu edukacyjnego dla ubogich panien. Zmarła podczas transportu do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Maurycego Gottlieba pochowano dwa dni po śmierci na cmentarzu żydowskim w Krakowie. Podczas ceremonii rozpętała się burza z piorunami, przerwano mowy żałobne. Ludzie się rozpierzchli. Do końca ceremonii pozostali tylko Jan Matejko i Henryk Siemiradzki.


Tekst: Stanisław Gieżyński
Wykorzystano: Nehama Guralnik „In the Flower of Youth. Maurycy Gottlieb”, Tel Aviv Museum of Art, 1991 r.;
A. Gottlibowa „Życie i twórczość Maurycego Gottlieba”, „Miesięcznik Żydowski”, r. 2, t. 1, 1932 r.
Fotografie: Muzeum Sztuki w Tel Awiwie, Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum Narodowe w Kielcach, Lwowska Galeria Obrazów we Lwowie, katalogi aukcyjne