Wojciecha Fangora, mistrza op-artu i sztuki abstrakcyjnej, zawsze fascynowała astronomia i optyka, ale już od dziecka lubił malować. Chciał, by to obraz patrzył na widza, a nie widz na obraz.

„Studium przestrzeni” – pierwsza instalacja przestrzenna w światowej sztuce

Można powiedzieć, że to wszystko zaczęło się trochę przez przypadek, a trochę przez astronomię. Z astronomią było tak: 14-letni Wojtek Fangor zbudował teleskop. Podobało mu się niebo – rozmazane, drgające plamy. Wiele lat później opowiadał, że zainteresowanie astronomią i optyką nie wynikało z naukowych ambicji. To była sprawa czysto wizualna. Wkroczył pewnego zimowego dnia do pracowni, gdzie suszyły się podmalówki. Eksperymentował właśnie z malowaniem na jednym płótnie elementów abstrakcyjnych z figuratywnymi: rękami, twarzami. W zimowym świetle zdało mu się, że zamglone kształty wychodzą z płótna. Postanowił zgłębić ten fenomen, skupiając się na malowaniu form przestrzennych. Nazwał go pozytywną przestrzenią iluzyjną. Optyczne złudzenie pojawiało się nie na płótnie, lecz pomiędzy nim a obrazem.

Później w Salonie Nowej Kultury w Warszawie wraz z architektem Stanisławem Zamecznikiem pokazał „Studium przestrzeni”. Zaaranżowali obrazami Fangora galerię tak, by cała stała się dziełem sztuki. Był to pierwszy na świecie environment – instalacja przestrzenna. Ten sam pomysł rozwijali właśnie Amerykanie, a Mark Rothko łączył barwy na obrazach, używając efektu zamglenia. Fangor o tym nie wiedział.

Malarstwo socrealistyczne i plakaty dla KC

Wojciech malował i rysował od dzieciństwa. Pochodził z zamożnej rodziny. Matka pokazała jego prace Tadeuszowi Pruszkowskiemu. Ten nakazał jednemu ze swych studentów douczać chłopaka. Wszystko przerwała wojna, Pruszkowski zginął, a Fangor malował wraz z Felicjanem Kowarskim w willi rodziców w Klarysewie. Trzy lata po wojnie wyciągnęło go stamtąd kolejne zrządzenie losu. Znajomy usłyszał przypadkiem, że organizatorzy targów w Poznaniu nie mogą się doprosić w KC grafika. Można dużo zarobić. Fangor grafikiem nie był, w KC nikogo nie znał, ale do Poznania pojechał. Okazało się, że potrzebne są bilbordy na trasę dojazdową do targów. Na czuja zrobił, co swoje. Dostał za to kosmiczną sumę kilku milionów złotych i z walizką pieniędzy wrócił do Warszawy. Wystarczyło na trzypokojowe mieszkanie. Sprowadził się z żoną i synem. Jak sam mówił, zainteresował się polityką.

Z okresu socrealizmu Fangorowi najbardziej pamięta się dwa obrazy: „Matkę Koreankę” i „Postaci”. Ten drugi, przedstawiający elegancką dziewczynę w towarzystwie robotniczej pary, władze traktowały nieufnie, widziały w nim ironię. Sam malarz twierdził, że jego malowanie nikomu nie pasowało. W jury konkursów, powiadał, zasiadali urzędnicy, kapiści i malarze partyjni. Solidny realizm wpadł jednak w oko władzom, które zleciły mu dwa plakaty antywojenne (akurat wybuchła wojna w Korei). Dzięki temu poznał Henryka Tomaszewskiego. Zaczął robić plakaty filmowe. Pierwszy powstał do filmu na podstawie Gorkiego. Drugi do „Murów Malapagi” i jego powstanie uważa się za moment narodzin polskiej szkoły plakatu.

Robienie plakatów było zajęciem intratnym. Za jeden dostawał połowę asystenckiej pensji. Wojciech robił plakaty sam i „w spółdzielni” z kolegami. Został asystentem na ASP, bo kadra bała się umieszczenia na wolnym stanowisku pewnego partyjniaka. Miał wszystko: pracownię, etat, zlecenia, knajpy i towarzystwo, a nawet używanego volkswagena. Mimo to postanowił wyjechać z Polski. Bo „z tego socjalizmu nic nie będzie”. Jak zwykle pomógł przypadek. Pewnego dnia odebrał telefon od kobiety, która przedstawiła się jako dealerka sztuki z Ameryki. Zaproponowała spotkanie w Bristolu. Poszedł, choć myślał, że to żart kolegów, którzy chcą wyrwać go na wódkę. Amerykanka obiecała mu pomóc w wyjeździe do Stanów. Po licznych perypetiach Fangor dostał azyl.

Moda na op-art i wystawa w Nowym Jorku

W Ameryce krytycy i publiczność szaleli akurat za malarstwem optycznej iluzji. Fangora też zaliczono do tego nurtu. Malarz gorzko zauważał, że może i miał entuzjastyczne recenzje, ale gdy skończyła się moda na op-art, skończyła się moda na niego. Wziął jednak udział w słynnej wystawie w MoM-ie „The Responsive Eye”. Pozostaje też jedynym Polakiem, któremu za życia zrobiło wystawę Muzeum Guggenheima.

Nieliczni krytycy zauważali, że malarstwo Fangora jest szczególne: nie chodzi w nim o techniczny efekt, ale jest w jakiś sposób magiczne i uduchowione. Po dwudziestu latach zgłębiania tajników ludzkiego oka powrócił do malarstwa figuratywnego. Namalował serię „obrazów telewizyjnych” inspirowanych tym medium. Wrócił do Polski w latach 90. Zaprojektował grafiki z nazwami stacji dla drugiej linii metra w Warszawie. Zmarł w 2015 roku. Dziś najbardziej kojarzy się z nim dzieła op-artu i na aukcjach to one osiągają najwyższe ceny. Milion złotych to polski rekord.

{google_adsense}

Teskt: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: ART OF POSTER/THEARTOFPOSTER.COM, CZESŁAW CZAPLIŃSKI/FOTONOVA, DOM AUKCYJNY POLSWISS ART (AUKCJA DZIEŁ SZTUKI 31.05.2016), MARCIN KONIAK/DESA UNICUM