Zygmunt Radnicki: Valentino za sztalugą

Artyści

Zygmunt Radnicki kochał pejzaż i martwą naturę. Ale życie dało mu też inne role do odegrania: żołnierza i… ogrodnika. 

Valentino – tak wołali uczniowie gimnazjum na Zygmunta Radnickiego. Przed wyjściem do szkoły zakładał biały jedwabny szal i melonik, do koszuli przypinał nakrochmalony kołnierzyk. Stąd skojarzenie uczniaków – wystrojony niczym słynny aktor.

Zamiłowanie do elegancji towarzyszyło przez mu całe życie. W mrocznych dla mody czasach egzystencjalizmu, wśród ubranych w workowate swetry przedstawicieli świata sztuki, Radnicki paradował w garniturze. Do tego wyczyszczone buty i „motyl przy koszuli”.  

DZIECINNIE ZDOLNY

Malarstwo zaczął studiować w Krakowie w 1913 roku. Od małego w zainteresowaniu sztuką wspierała go matka – pisarka o wielu artystycznych talentach. Studia przerwało powołanie do wojska. Choć miewał chwile na naukę, to następne lata spędził, walcząc w piechocie na Wołyniu i froncie włoskim.

Przyjaciel Artur Nacht-Samborski pisał mu, że rozumie „ból człowieka młodego, ognistego, twórczego, które go krępują i duszą”. Z armii wydobył go w końcu Wojciech Weiss, nazywając w liście do władz „najzdolniejszym uczniem”. 

{google_adsense}

Po studiach przeprowadził się do Lwowa i związał z formistami. Jeden z krytyków, obejrzawszy wystawę jego i Ludwika Lillego, stwierdził, że ich ideą jest „robienie obrazków takich jakie robią dzieci do dziesiątego roku życia, i to niespecjalnie uzdolnione”. Zygmunt dostał jednak stypendium ministerialne i wyjechał do Paryża. We Lwowie została żona Natalia z ledwie narodzonym synem.

Nad Sekwaną uczył się u Pankiewicza – słuchał wykładów i malował studia w Luwrze. Żonie zaś wysyłał własnoręczne rysunki najmodniejszych fryzur damskich i namawiał, by obcięła się „à la garçon”. 

NARCIARZ I OGRODNIK

Wróciwszy do domu, przystąpił do ugrupowania Jednoróg. Cel: zerwanie z malarstwem jako „dekoracją salonu dorobkiewiczów”. Sam miał z dorobieniem się niemały kłopot. Uczył w gimnazjum, prowadził w radiu audycje o sztuce, robił okładki książek. W liście do Cybisa pisał, że jest „malarzem niedzielnym”.

Wkrótce zupełnie przestał malować – nadeszła kolejna wojna. Zygmunt miał ukochany dom w Piwnicznej. Zbudował go, bo uwielbiał piesze wędrówki i narciarstwo. Teraz pojechał go pilnować. Jedzeniowe niedostatki sprawiły, że zajął się ogrodnictwem. Wkrótce stało się jego ulubionym hobby.  

Po wojnie pracował na krakowskiej ASP. Od socrealizmu się nie uchylał, ale trudno mu zarzucać gorliwość. W życiorysie pisał nieco ironicznie: „Nie kandydowałem do PZPR ze względu na spóźniony wiek”. Zaczął malować bardziej abstrakcyjnie, szczególnie po bardzo inspirującej wycieczce do Grecji.

Zmarł nagle w listopadzie 1969 roku w Piwnicznej. Przygotowywał dużą wystawę w Krakowie, którą otwarto już po jego śmierci.


tekst: Staszek Gieżyński
zdjęcia: Muzeum Narosowe w Krakowie 

Korzystałem z książki Światosława Lenartowicza „Zygmunt Radnicki”, Kraków 2015.