Jej Światłość Balerina – rozmowa z właścicielką marki Lampala, Izabelą Klimkiewicz, która „rzeźbi” lampy z papieru
ProjektanciW dzień wyglądają jak figurki z biskwitowej porcelany, wieczorem bajecznie ożywają. W każdą ze swoich papierowych lamp Izabela Klimkiewicz wkłada cząstkę siebie.
Z Izabelą Klimkiewicz, właścicielką marki Lampala, rozmawia Beata Majchrowska
Od czego się zaczęło „rzeźbienie” lamp w papierze?
10 lat temu zobaczyłam gdzieś papierowe lampy z gipsową podstawą i zaciekawiła mnie technika ich tworzenia. Eksperymentowałam z najróżniejszymi papierami, aby uzyskać efekt porcelanowej lampy. Jednocześnie chciałam, żeby moja była przede wszystkim funkcjonalna i by można było z niej bezpiecznie korzystać. Bo obiekty typu „patrz, a nie rusz” w ogóle mnie nie interesowały. Tak narodziła się marka Lampala.
Z jakiego rodzaju papieru wykonuje pani lampy?
To japoński papier ryżowy, który wcześniej impregnuję specjalnym klejem. Nad jego recepturą pracowałam wiele lat, wypróbowując różne mieszanki. Niełatwo było uzyskać odpowiednią konsystencję, elastyczność czy kolor (by lampa nie żółkła po latach). Ryżowy papier jest najbardziej wdzięczny – plastyczny, o ciekawej niejednorodnej strukturze.
Przeczytaj też: Lampy Kamdibe Sosnowskiej to rzemieślnicze cuda!
Czy technika „rzeźbienia w papierze” jest trudna?
W pewnym sensie tak, bo w pomieszczeniu nie może być ani za zimno, ani za ciepło. W pierwszym przypadku klej nie chce schnąć, a gdy jest za wysoka temperatura, to z kolei schnie za szybko. Co istotne – papier mogę formować dopiero w momencie, gdy klej, którym jest on nasączony, zaczyna wysychać. Trzeba dobrze wyczuć ten moment.
Takie papierowe, pełne detali abażury łatwo pewnie uszkodzić?
Wprost przeciwnie – porcelanową czy szklaną lampę łatwiej stłuc. Moją, gdy upadnie i nawet nieco się odkształci, łatwo przywrócić do pierwotnej formy – wkłada się rękę do środka i przyciska miejsce odkształcone. Zaimpregnowany papier podczas formowania zapamiętuje kształty.
Mówimy o technikaliach, ale pani lampy to przede wszystkim eksplozja formy, niezwykłe wyczucie detalu… Szkicuje pani wcześniej swoje baleriny?
Zaskoczę panią – jak moja lampa będzie ostatecznie wyglądać, nigdy nie wiem, improwizuję. Czasem myślę sobie: „O, taką spódnicę bym chciała mieć!” – i zaczynam formować moją puszystą „bezę”. Balerinom nie nadaję szczególnych rysów twarzy. Celowo. Zostawiam jakieś niedopowiedzenia dla przyszłego właściciela lampy, by mógł sobie tę wyimaginowaną kobietę – tancerkę czy śpiewaczkę operową – wyobrazić.
Ile czasu pracuje pani nad jedną lampą?
Nad taką o wysokości 60 cm średnio trzy dni. Ale czasem całkowicie zmieniam pierwotny zamysł. Po miesiącu czy dwóch miesiącach patrzenia na lampę coś mi się w niej przestaje podobać albo zaczynam widzieć w sukience… łabędzia i całą lampę przerabiam. Jestem artystką z powołania, a z zawodu –ekonomistką. Ludzie po ASP mówią mi czasem: „Dobrze, że nie skończyłaś akademii, bo działasz bez narzuconych schematów”. Artystyczną duszę mam po rodzicach, kiedyś chciałam nawet zdawać na historię sztuki, ale nie starczyło mi odwagi. Muszę stale coś tworzyć, bo inaczej zwariuję (śmiech).
Skąd pani czerpie inspiracje?
Myślę, że jestem niespełnioną baletnicą. Chodziłam na balet w dzieciństwie, teraz moja córka w nim tańczy, więc stąd czerpię sporo inspiracji – z ruchów tancerek. Kocham teatr i wszystko, co piękne. Ludzie mają niesamowite gesty – lubię ich obserwować w skupiskach, podziwiam i zapamiętuję, a potem staram się te gesty odtworzyć. Nawet serwetka w restauracji potrafi mnie zachwycić i zastanawiam się, co mogłabym z niej zrobić.
Kontakt do artystki: lampylampala@gmail.com
Instagram: @izabelaklimkiewiczlampala
ZDJĘCIA: Archiwum artystki
Zobacz też: Niezwykła oprawa dla światła – unikatowe, ręcznie robione lampy od Rondin to prawdziwe dzieła sztuki