
Piękne, ręcznie robione kafle Królik uwodzą kolorami i zabierają nas w świat fantazji!
ProjektanciKrólik to nowa marka, która zabiera nas w świat fantazji. Piękne, ręcznie robione kafle, dekory łączą rzemiosło z nowoczesnym designem.

Z Sylwią Karny, współzałożycielką marki Królik rozmawia Joanna Kornecka
Rodzinna kaflarnia Kafel-Kar działa nieprzerwanie od lat 30. XX wieku.
Wasze kafle zdobią piece i kominki prywatnych mieszkań, ale też Zamku Królewskiego czy Pałacu Raczyńskich. Skąd nagle pomysł na bajkową, pełną kolorów kolekcję?
On dojrzewał w nas od ładnych kilku lat. Mój mąż Rafał wychował się w kaflarni. Najpierw prowadzili ją jego dziadkowie, potem rodzice, a teraz my. Ceramika to nasza pasja. Nie ma nic piękniejszego od widoku pieca zbudowanego przez zduna z kafli ręcznie zrobionych w naszej manufakturze. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak pokazać możliwości gliny i szamotu w inny sposób i przy okazji dotrzeć do tych, którzy lubią mieszkać inaczej, odważniej, z twistem. Mieliśmy różne pomysły. Powstała na przykład kolekcja Ceramic Wall, dekoracyjne okładziny, ornamenty i mozaiki, śmielsze wzorniczo niż klasyczne kafle. Ale wciąż czuliśmy niedosyt…
Przeczytaj też: Polska marka Remiosło wyplata oparcia i siedziska krzeseł. Powstają na nich wzory inspirowane architekturą i sztuką!



Aż do czasu, kiedy zobaczyliście prace Aleksandry Żeromskiej, polskiej projektantki tworzącej dla topowych marek na świecie – Aēsopa, Hermèsa czy Lladró...
Jak zaczęła się wasza współpraca?
Szukaliśmy projektanta, który będzie artystą, bo to nie zawsze idzie w parze. Kiedy wpadły mi w oko propozycje Oli, m.in. zaprojektowany dla hiszpańskiego Lladró zestaw do kawy „Kawki”, padłam na kolana i pomyślałam: „Cóż za wyobraźnia! Musi dla nas pracować!”.
Na szczęście się zgodziła...
Tak. Dwa lata temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, wysłałam do Oli maila z propozycją współpracy. Była zachwycona, że będzie mogła pracować z polskimi rzemieślnikami. Początkowo miała zaprojektować tylko jedną kolekcję. Miała się składać z dwóch, góra trzech sztuk, nie więcej. Nie sądziliśmy, że powstanie nowa marka. W tej chwili „Królik” to dwie kolekcje: „Eden” i „Radość” – łącznie dwadzieścia jeden ceramicznych elementów.
Czym się różnią?
„Eden” to duże dekoracje, które można powiesić sobie na ścianie. Głównie fantastyczne zwierzęta: Żaba, Królik, Ryś, ale też kwiaty, serca... Przy okazji niektóre pełnią rolę użytkową, bo serce na przykład ma wąską szyjkę, do której można nalać wody i włożyć kwiatek, a żaba ma miejsce na kadzidełko. To artystyczne płaskorzeźby, które śmiało mogą konkurować ze sztuką i są na polskim rynku dość unikatowym, nowatorskim pomysłem.
„Radość” z kolei to płytki i listwy dekoracyjne. Można nimi wykańczać gzymsiki, cokoliki przy podłodze, robić z nich bordiury wokół drzwi. Ceramika dotąd kojarzyła się z płytkami do łazienek czy kuchni. Chcemy przekonać klientów, że to również wspaniały pomysł na dekorację salonu. Kolekcje można łączyć, tworząc przepiękne barwne kompozycje.
I co ważne: z kafli „Królika” da się budować także piece i kominki.
Te ceramiczne dekoracje przenoszą nas w świat dziecięcej wyobraźni. Są radosne, magiczne, trochę jak z „Alicji w Krainie Czarów”...
Czy stąd wzięła się nazwa marki?
Pomyśleliśmy, że kolekcje są wyjątkowe i skoro już tak „narozrabialiśmy”, to i nazwa musi być nieoczywista. Pomysłów było wiele. Wreszcie stanęło na „Króliku”, który jawił nam się jako taki hultaj, ancymonek, który zmusi odbiorców do „wyjścia z norek”, odkrycia w sobie wrażliwości oraz wyobraźni. I tak zostało.
Instagram marki: @krolik1936
Zdjęcia: serwis prasowy marki, Alicja Lesiak, Aleksandra Żeromska