W domu ceramiczki Oli Nadolny w Milanówku rządzą naturalne materiały i klasyki designu. To prawdziwe wnętrza z duszą!
Stylowe i przytulneTo wszystko było przypadkiem albo… przeznaczeniem – śmieje się ceramiczka Ola Nadolny. W podwarszawskim Milanówku odnalazła dom, który dojrzewa z mieszkańcami i… maluje obrazy na ścianach.
Milanówek – pełne zieleni miasto z niezwykłym klimatem
Tu mieszka się jak w parku, bo jest mnóstwo zieleni, spokój i kojąca atmosfera – opowiada Ola. – Urzeka mnie to, że te stare wille się zużywają, jest taka zgoda na ich przemijanie. Dla niej, historyczki i judaistki z wykształcenia, to ważna sprawa. Bo Milanówek koi bliskością historii i fascynuje XIX-wieczną architekturą, przyciąga starymi murami i cegłą.
Ola trafiła tu przypadkiem, choć może jednak tak chciało przeznaczenie. Jej ukochanym miejscem na ziemi jest Kraków, tu studiowała i tu poznała Rafała, swojego męża. Sprawy zawodowe sprawiły, że przeprowadzili się do Warszawy. Nie czuła się tam dobrze. Nie chodziło o tempo życia czy zgiełk wielkiego miasta. Raczej o to, co pod chodnikami, o historię, której cień wciąż kładzie się na te ulice. Zmienili klimat i wynajęli mieszkanie na piętrze starej willi w Milanówku. – Kiedyś byliśmy tu u przyjaciół i urzekła nas atmosfera miasteczka, ale nie myśleliśmy, że będziemy tu mieszkać – wspomina. Gdy po jakichś dwóch latach pojawiła się możliwość kupienia domu w okolicy, zainteresowała się sprawą.
Pojechała z mężem, obejrzała i… nie spodobało jej się. Dom stał pusty, ostatni raz remont przeszedł w latach 80., ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wnętrze było niespójne i bardzo kolorowe, piękne drewniane schody polakierowane na żółto. Nie zachowało się tu wiele z przedwojennego charakteru, choć jak zauważa gospodyni, paradoksalnie ten remont uratował budynek przed ruiną. Na szczęście właściciel nie spieszył się ze sprzedażą, a oni z kupnem, więc odwiedzali dom kilkakrotnie i stopniowo dostrzegali w nim coraz większy potencjał. – Wyobraziłam sobie przestrzeń jasną i świetlistą, z naturalną kolorystyką i tradycyjnymi podłogami – opowiada Ola. – Poza nami nikt z rodziny tych możliwości nie widział – śmieje się.
Zobacz też: Dom w idealnej równowadze – przytulne czarno-białe wnętrza ocieplone drewnem oraz zielenią
Elektyczne wnętrza z lekkim szaleństwem kolorystycznym, naturalnymi materiałami i klasykami designu
Dom stał się ich własnością. Nowa gospodyni zabrała się do planowania remontu. Wcześniej zawodowo zajmowała się projektowaniem wnętrz, wiedziała więc, jaki efekt chce uzyskać. W dużej mierze chodziło o zachowanie pewnej ciągłości i łączności z historią tego miejsca. Budynek przynależał do dużej willi, którą właściciele jeszcze przed wojną oddali na cele dobroczynne. – Oboje z mężem lubimy eklektyzm, więc zależało nam na tym, by stworzyć takie neutralne tło, jakbyśmy tu weszli po prostu sto lat temu – wyjaśnia Ola. Powstał projekt trochę inny od tych, jakie robi dla klientów, gdzie każdy detal jest rozrysowany. – Chcieliśmy wychodzić w tym domu swoje ścieżki, tak żeby dojrzał – podkreśla.
W projekcie zachowała atmosferę miejsca: przestronny hall wprowadza sporo oddechu, a oczyszczone z lakieru schody aż zachęcają, by na nich na chwilę usiąść. Są dumą właścicieli, bo to typowo „milanowskie” schody, spotykane tu w wielu willach. Mają charakterystyczny pochwyt z baranim rogiem na końcu. Zachowany też został oryginalny układ pomieszczeń, mimo pokusy, by salon połączyć z kuchnią. To rozwiązanie nowoczesne i praktyczne, ale projektantka chciała, żeby było tu jak dawniej, trochę niczym w labiryncie.
Zobacz też: Jak mieszkają mistrzowie artystycznego recyklingu?
Dom z duszą – pełen perełek designu znalezionych na targach staroci
Właściciele uwielbiają vintage’owe rzeczy i dużo czasu spędzają na targach staroci. Ola mówi, że kupując używane meble, chroni je od zapomnienia. Oko ma dobre, więc w domu znajdziemy perełki designu, jak choćby stół Tulip, krzesło Balloon, regał Bodafors czy lampę Toma Dixona. Kolekcjonuje też skandynawską porcelanę z lat 70. A kultowe krzesła Cesca projektu Marcela Breuera kupił kiedyś Rafał i… długi czas przeleżały w piwnicy, bo nie pasowały Oli. Idealnym uzupełnieniem dla nich okazał się dopiero stół Tulip. I zostały w salonie.
– Nie mamy konkretnych inspiracji, wnętrze ma się wpisywać w nasz styl życia – wyjaśnia gospodyni. W domu rządzą naturalne materiały: drewno, tynk, wełna, ceramika, len. Z lekkim szaleństwem kolorystycznym, w zależności od nastroju. Właścicielka śmieje się, że panuje tu niekiedy bizantyjski minimalizm. Na jednej ścianie wisi mnóstwo obrazów, inna pozostaje pusta. Chociaż nie do końca.
Światło w pokojach zmienia się wraz z porą roku: zimą zimne i niebieskie, latem mocno zielone, filtrowane przez liście na drzewach. Gdy wpada do środka, na ścianie nad stołem maluje swój obraz – za każdym razem inny. – Lubię w naszym domu to, że jest świadkiem historii – mówi Ola. – Nie kładziemy na ścianach gładzi, bo sami mamy potrzebę, by odczuwać ten upływ czasu. Wszystko ma się patynować w swoim tempie. Teraz rodzina Oli zapisuje kolejny rozdział w dziejach domu. I już nie ma znaczenia, czy ta przeprowadzka to był przypadek, czy też przeznaczenie.
Zobacz więcej zdjęć z sesji tego niezwykłego domu w galerii
Wnętrze zaprojektowała: Ola Nadolny
WOLNO | wolno.eu
Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: Dariusz Jarząbek
Stylizacja: Anna Salak