Artysta-jubiler-matematyk

Projektanci

Uspokajam się, robiąc porządki – tak artysta Jarek Westermark tłumaczy się z nieprzyzwoicie wysprzątanego atelier w kamienicy na warszawskim Mokotowie. I zaczyna opowieść o krętej drodze do własnej pracowni biżuterii. Gdy w liceum koleżanki zapraszały go na urodziny, a on nie miał pieniędzy, robił dla nich pierścionki – z drewna albo drutu. Potem spodobały się mamom koleżanek i ich przyjaciółkom. Artystyczna pasja nie przeszkodziła mu jednak skończyć matematykę i nauczać o całkach dzieciaki w stołecznej „10”. 

Z czasem umysł ścisły wykorzystywał już tylko do tworzenia biżuterii. Pan Jarek skomplikowany kształt pierścionka rysuje sobie w głowie. Wie też od razu, jak go wykonać. – Platyna jest trudna – mówi o ulubionym materiale. – Ma taką temperaturę topnienia, że pracuję w ciemnych okularach. Lutuję więc prawie po omacku. Innym razem, niczym z mleka, ściąga kożuch z roztopionego srebra. Raz na dziesięć prób wychodzi kształt idealny na wisiorek. Ostatnio „walczy o wolność kamieni” – sadza je w biżuterii tak, aby mogły zmieniać pozycję. Dzięki temu diamenty, szafiry, rubiny przy najdrobniejszym ruchu dłoni błyszczą podwójnie. Fascynuje się art déco i secesją.

Każda błyskotka jest dla kogoś. – Zapamiętałem panią, której nic się nie podobało i w końcu zażyczyła sobie... cygański pierścionek – wspomina. Więc pan Jarek zrobił obrączkę ze spienionego złota, a na niej drucikami omotał akwamaryny. Była obrączka z sercami dla osoby, która nie miała szczęścia w miłości. Są kolczyki z perłami na ważny bal. Zanim klientka je odbierze, wiszą na skrzydłach miedzianego smoka stojącego na jego stoliku. – To najdroższa rzecz, jaką zrobiłem, sentymentalna pamiątka. Gdy wiele lat temu mój syn zachorował, powiedział w gorączce, że chce smoka.


Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: archiwum artysty 
Kontakt z artystą: www.wes­termark.pl

reklama