Rzeźbi w drewnie, kamieniu, metalu i szkle. Hanna Ograbisz-Krawiec najbardziej jednak lubi glinę. To w niej zaklęte są żywioły – woda, ogień, ziemia i powietrze.

Na poznańskiej ASP zrobiła dwa dyplomy – jeden u profesor Magdaleny Abakanowicz w pracowni gobelinu, drugi – z rzeźby u profesora Olgierda Truszyńskiego. Ale jej artystyczne zainteresowania są rozleglejsze – maluje, zajmuje się ceramiką, robi designerskie meble z... gliny. – Nie ma w tym nic dziwnego – mówi. – Przecież nasze domy budujemy z cegły, a to nic innego jak glina. Dlaczego więc nie miałabym tworzyć właśnie z niej?

Projektuje, lepi i wypala ceramiczne kolumny podtrzymujące szklane blaty stołów. Jej dziełem jest także kominek w salonie. – Był to eksperyment, bo nigdy wcześniej nie zaprojektowałam czegoś takiego, ale udało się. Od tamtej pory wymyśliła już dziesięć niepowtarzalnych „ram dla płomieni”.

W domu pod Poznaniem sporo jest prac Hanny, ale głównie obrazów i mniejszych rzeźb. – Musimy mieć miejsce na normalne życie – tłumaczy. – Tylko w jednym kąciku stoją ceramiczne meble. Są piękne i świetnie sprawdzają się w zwykłym mieszkaniu. Największe zaskoczenie budzą masywna lampa i gliniany fotel. – Jest bardzo wygodny – przekonuje Hanna. – Żeby się w nim rozsiąść, nie potrzeba wcale poduszek.

Większość jej rzeźb ma jednak tak monumentalne rozmiary, że ledwie mieści się w garażu, gdzie urządziła pracownię. Na szczęście artystka planuje budowę nowej – właśnie kupiła działkę pod lasem. Przeniosła tam sporą część kolekcji i ustawiła zwyczajnie, na łące. – Rzeźby doskonale wyglądają w plenerze – mówi. – Są przecież zrobione z gliny.

Ich związek z przyrodą jest tym silniejszy, że mają naturalną barwę. Jedynie meble ozdabia techniką zwaną angobowaniem – surową formę pokrywa cienką warstwą gliny w innym odcieniu. Po wypaleniu kolor jest nie do zdarcia. Gdyby miała wybierać między malarstwem a rzeźbą, nie wahałaby się ani chwili. Lepienie z gliny daje jej najwięcej radości i poczucie, że jest stale w kontakcie z żywiołami natury.

Z ziemią, ponieważ z niej pochodzi glina; z wodą, bo bez niej nie da się niczego uformować; z ogniem, który ją utrwala; i wreszcie z powietrzem, w którym gotowa już rzeźba funkcjonuje. – Glina jest dla mnie symbolem kreacji – mówi artystka. – To bardzo plastyczny materiał. A po wypaleniu trwały i ciepły, bo przechowuje w sobie wspomnienie żaru, w którym się hartował.


Tekst: Agnieszka Stalińska
Stylizacja: Agata Drogowska
Fotografie: Norbert Banaszyk/DADA