Ambasador Hiszpanii Rafael Mendivil w drodze do pracy nie stoi w korkach, nie musi znosić kapryśnej pogody, a na lunch wpada do domu bez zbędnej straty czasu. Jak to możliwe w zatłoczonej Warszawie?

Kiedy pani Consuelo de Garcillan de Mendivil dowiedziała się, że wyjeżdżają do Polski, obawiała się przede wszystkim pogody. Dla południowców przyzwyczajonych do słońca nasz chłodny klimat specjalnie przyjazny nie jest. A przeprowadzki, no cóż, taki już los żon dyplomatów. W każdej chwili muszą być gotowe, żeby spakować walizki i jechać za mężem. Pani Consuelo, z zawodu prawniczka, zrezygnowała z pracy, by pełnić honory pani ambasadorowej.

– Mieszkamy w Warszawie od trzech lat i od razu polubiliśmy to miejsce. Polacy są bardzo przyjaźni, tak jak Hiszpanie, więc łatwo poczuć się tu dobrze – zachwala nasz kraj. – Myślałam, że z pogodą będzie dużo gorzej, ale znalazłam sposób nawet na pochmurne dni, rozpalam w kominkach i włączam lampy – opowiada.I wtedy rzeczywiście można poczuć się jak w słonecznej Hiszpanii.

Zresztą, pani Consuelo zrobiła wszystko, żeby ich warszawski dom jak najbardziej przypominał ten rodzinny, madrycki. A nie miała łatwego zadania, bo to nie tylko prywatne mieszkanie, ale i miejsce, gdzie z mężem przyjmują oficjalnych gości.

W podróż do Polski zabrała trochę mebli i bibelotów, m.in. hiszpańską sekreterę z XVIII wieku, która stanęła w gabinecie ambasadora. Są też pamiątki z podróży – kolekcja fifek z Mauretanii, noże z Maroka i Indii, które zdobią hol, oraz ulubione zdjęcia – z wizyty u królowej Zofii i u papieża Jana Pawła II. Po poprzednim ambasadorze odziedziczyli pokaźną kolekcję obrazów najwyśmienitszych współczesnych hiszpańskich artystów.

– Są dekoracją, ale też wizytówką i promocją naszej rodzimej sztuki – podkreśla z dumą pani Mendivil. Ale nie tylko płótna można u nich podziwiać. Ambasador z żoną, zawsze gdy pozwala im na to czas, organizują fortepianowe koncerty, na które zapraszają niezliczonych gości. Chętnie też sami odwiedzają warszawską operę i filharmonię.

Na tarasie gospodyni urządziła letni pokój, z którego można korzystać od wiosny do późnej jesieni – z wygodnymi kanapami, krzesłami, stołami, kwiatami i rozkładanym dachem. Nastrój sjesty udziela się tu błyskawicznie, nic więc dziwnego, że patio to ulubione miejsce domowników i gości. A do tego ogród w doborowym sąsiedztwie, najpiękniejszego warszawskiego parku – Królewskich Łazienek.

Krok stąd do centrum stolicy, a mimo to państwo Mendivil mogą cieszyć się spokojem i śpiewem ptaków. Ale jest coś jeszcze, co pan ambasador ceni sobie najbardziej – dwie minuty i już jest w pracy! Bo rezydencja sąsiaduje z ambasadą, ba, ma nawet specjalne wewnętrzne przejście.


Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie: Joanna Siedlar