Do czego Hans ma słabość? Do światła z Południa i… długich leniwych poranków. Wystarczy obejrzeć jego apartament w starej fabryce.

Poranek to najważniejsza chwila całego dnia. Napełnia pozytywną energią do działania – tłumaczy Hans Otto Beute, projektant wnętrz i właściciel przestronnego apartamentu. Nic zatem dziwnego, że w domu, który dzieli ze swym partnerem Heinzem, centralnym miejscem jest przestronna jadalnia połączona z kuchnią. Nie mają obowiązków rodzinnych, na dodatek uprawiają wolny zawód, więc każdy dzień mogą spokojnie i powoli zaplanować przy filiżance kawy. – To taki ranny rytuał, rzecz święta – śmieje się Hans. Leniwy początek dnia przypomina mu ukochaną wyspę Capri, gdzie wszystko dzieje się w nieśpiesznym tempie.

Hans kupił blisko stutrzydziestometrowy apartament w surowym stanie i dzięki temu mógł go urządzić jak chciał. Podział pomieszczeń jest prosty: sypialnia, dwie łazienki (jedna utrzymana w stylu angielskiego klubu, wyłożona mahoniowymi panelami), ogromny salon i równie duża jadalnia połączona z kuchnią. – Przez ostatnie lata kuchnie zmieniły się z ukrywanych wstydliwie przestrzeni w prawdziwe centrum domu – zauważa projektant. W jego mieszkaniu kuchnia to pokój jak każdy inny: na ścianach wiszą obrazy, wkoło pełno stojących lamp i wygodnych krzeseł.

Charakter wnętrza starej fabryki określają kolor i światło. Hans ma oko do tych pierwszych, bo kiedyś był florystą i układał wymyślne kwiatowe kompozycje. Zamiłowanie do dobrego światła z kolei przywiózł z podróży po ciepłych krajach. – Światło na Południu jest niesamowite, tworzy piękne niuanse jasności i cienia, u nas takiego nie ma – tłumaczy projektant.

Włoski efekt świetlny próbował w domu osiągnąć przez zamontowanie dużych okien i dodanie luster, w których światło się odbija i rozprasza ciemniejsze części pomieszczeń. Efektu dopełniają starannie dobrane zasłony, wykonane z ulubionych przez Hansa naturalnych tkanin: lnu i jedwabiu. Ręcznie uszyte i idealnie układające się, jak w angielskich domach.

Wnętrza zaprojektowane przez Hansa są charakterystyczne: uwielbia umieszczać w nich przedmioty wyraźnie różniące się rozmiarem. – Dobry projektant wie, że najważniejsza jest skala – mówi. – Pokój może być nudny nie tylko dlatego, że wszystko jest w jednym kolorze, ale i wtedy, gdy przedmioty mają podobne rozmiary. Dlatego Hans zestawia ze sobą niewielkie krzesła i ogromne lampy czy obrazy. Do tego często dodaje wielkie rośliny w donicach o dziwnych formach – jak na przykład… sztuczne drzewko bonsai umieszczone w obszernej holenderskiej donicy (stoi w salonie).

Niecodzienne kształty mają także projektowane przez właściciela lampy. W salonie stoi jedna zrobiona ze starego cylindra służącego do drukowania wzorów na tapetach. Para innych powstała ze starych holenderskich waz. Hans mówi żartem, że poniekąd padł ofiarą swojego domu. Leniwe poranki w kuchni zmieniają się czasem w popołudnia spędzone na słonecznym tarasie. Mimo zamówień na projekty z całej Europy, może sobie pozwolić czasem na małe wagary. – I tak pierwsze śniadanie zamienia się w drugie – śmieje się gospodarz. Bo najważniejszy przecież jest początek dnia.


Tekst: Johanna Thornycroft 
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas von Einsiedel/East News