Łóżko na całą sypialnię, przepastna sofa, ściana z kieszeniami. O tak wygodnym mieszkaniu marzy każdy singiel.

Nie da się ukryć, że życie kawalera ma swoje dobre strony, tak samo projektowanie dla niego mieszkania. Po pierwsze, nie trzeba iść na kompromisy, jak to się czasami zdarza, gdy gusta małżonków rozjeżdżają się i każde ciągnie w swoją stronę. A tak można się skupić na jednym człowieku i jego potrzebach. Po drugie, mniejsza powierzchnia mieszkania może być dla projektanta ciekawym wyzwaniem. Po prostu ograniczenia otwierają mu drzwi do nietuzinkowych pomysłów. I tak właśnie było z Eleną Fateevą, której przyszło organizować życie młodemu dżentelmenowi na zaledwie 38 metrach.

Aż dziw bierze, że ukraińska projektantka w tak małym mieszkaniu zmieściła salon, kuchnię, jadalnię, sypialnię, miejsce do pracy, a nawet osobną garderobę! I trzeba jej to oddać – walczyła o każdy milimetr. Wpadła też na pomysł, żeby to, co dzieli przestrzeń, wyglądało jak meble. Na przykład kuchnia jest monochromatyczna i wtopiona w rozległą niszę, a miejsce snu to biały box z przesuwnymi drzwiami prawie w całości wypełniony łóżkiem. 

Dla właściciela najważniejszy w sypialni był dobry ortopedyczny materac. W końcu jest freelancerem programistą i pracuje w domu, długie godziny ślęcząc za biurkiem. Marzył też o tak miękkiej, szerokiej sofie, żeby wtulać się w nią jak w ramiona bliskiej osoby.

Z niedużego mieszkania Elena zrobiła prawdziwy apartament. Użyła przy tym kilku cennych sztuczek, które go optycznie powiększyły. Najważniejsza to podzielenie wnętrza kontrastowymi kolorami. Jedna część – hol i kuchnia (ściany razem z meblami) – zanurzona jest w ciemnym, głębokim turkusie, zaś salon i sypialnia toną w bieli i świetle. Poprzez ten kontrast obie części niejako oddalają się od siebie, rozciągają.

{google_adsense}

A przecież wiele osób posiadających małe mieszkanie nie wie, że malowanie wszystkich ścian na jeden kolor robi z niego pudełko i nawet jeśli te kolory są jasne, to czasem ma się wrażenie klaustrofobii.

Inny patent Eleny to główna ściana w salonie. Gdyby była pomalowana na gładko farbą, jadalnia szybko by się na niej „kończyła”. A tu sporo się dzieje. Są dwa wysokie po sufit lustra, w których odbija się kuchnia (dzięki temu wydaje się jeszcze dłuższa), oraz pokój do pracy – ten sprawia wrażenie, jakby był gdzieś bardzo daleko.

Pomiędzy lustrami do ściany przylega nietypowy schowek z przegródkami uszyty z tkaniny. Gazetownik w rozmiarze XXL. Do kieszonek wpadają też różne „przydasie” – są zawsze pod ręką, a nie zagracają przestrzeni.

Lustra, których Elena jest nieskrywaną wielbicielką, trafiły także na dwie sąsiadujące ściany w łazience, dzięki czemu z maleńkiego pomieszczenia zrobił się niemal pokój kąpielowy. To taka magia osiągnięta przy użyciu szkiełka i oka. 

Jest jednak w tym na wskroś męskim i poukładanym wnętrzu miejsce na prawdziwą magię. To plakaty grupy artystycznej Present Continuous: Natashy Iegorovej, Nikolaya Gavrylyuka i Olega Nitsko. Przedstawiają surrealistyczne martwe natury. Jak się okazuje, szare bochenki chleba i jajka w stylizacji księżycowej czy lewitujące obierki świetnie grają w królestwie informatyka.


tekst: Beata Majchrowska 
zdjęcia: Andrey Avdeenko