Ewa robi to, co kocha, a kocha urządzać. Ale nie tak zwyczajnie. Oddaje domy kompletne – z obrazami, zasłonami, dywanami, bibelotami i mnóstwem poduszek. Trudno uwierzyć, że powstały przed chwilą.

Ewa Puczyńska skończyła architekturę, ale nigdy nie pracowała w swoim zawodzie. Bardziej pociągało ją projektowanie wnętrz. – Najchętniej robiłabym to wyłącznie dla siebie, bo wtedy nikt nie stara mi się narzucić zdania czy przekonywać do własnego gustu – żartuje.

Często wygląda to tak: kupuje dom, urządza go do ostatniego drobiazgu, a potem sprzedaje. Najtrudniej było jej rozstać się z pierwszym, potem poszło jak z płatka. Traktuje to jak przygodę... artystyczną. – Dom i zaprojektowane ze szczegółami wnętrze mają być jak skończone dzieło artystyczne. Brak czegokolwiek zakłóciłby kompozycję całości – tłumaczy.

Ewa uwielbia kupować najbardziej ozdobne poduszki, których może mieć nawet kilkadziesiąt, a nowy dom to wyśmienita okazja do myszkowania w ulubionych galeriach, butikach, sklepach z antykami i tkaninami. Doskonale wie, gdzie znajdzie rzeczy po okazyjnych cenach albo z czym się wstrzymać, by nie przepłacić.

Lubi nowoczesne przedmioty, ale we wnętrzu urządzonym w stylu techno nie czułaby się dobrze, więc klasykę dyskretnie łączy ze współczesnymi dodatkami. Obok stołów, berżer, konsolek, enfilad, szyfonierek, kątówek i innych kredensów z epoki albo dobrych kopii w stylu Ludwika XV wiesza proste, stalowe karnisze i poręcze bądź stawia plastikowe krzesła.

Mieszkania i domy zmienia często, bo dużo podróżuje. Jesień i zimę spędzają z mężem w Andaluzji, która słynie z przepięknych krajobrazów i sherry. Zwykle przed taką wyprawą pojawia się problem, co zrobić przez ten czas z domem w Polsce – niebezpiecznie go zostawić na pastwę losu, a i utrzymanie kosztuje. W tym roku zdecydowali więc, że sprzedadzą willę w podwarszawskim Konstancinie, oczywiście z całym wyposażeniem.

Do walizek spakowali tylko swoje ubrania, zdjęcia i książki. I już byłoby po wszystkim, ale... okazało się, że na kilka tygodni będą potrzebowali jeszcze jakiejś przystani. Zdecydowali się wynająć pobliski apartament. – Najpierw w ogóle nie chciałam o tym słyszeć, w końcu mąż mnie jednak namówił, żebyśmy go obejrzeli. Kiedy weszłam do środka, po prostu zaniemówiłam. Od razu wiedziałam, że muszę tu zamieszkać – wspomina rozbawiona Ewa. Zaraz potem wprawiła w niezłe osłupienie właścicielkę. Zapytała o cenę i w ciągu kilku minut doszło do transakcji.

Teraz pozostała rzecz najmilsza, czyli urządzanie. Los jej sprzyjał. Przyjaciółka, dla której kiedyś zaprojektowała dom, właśnie pozbywała się wyposażenia. – Zadzwoniłam i mówię: „Masz dzisiaj dobry dzień, kupuję od ciebie wszystko, jak leci” – opowiada Ewa. – Kiedy zjechały wyładowane po brzegi ciężarówki, przeżyłam chwilę załamania. Jak zmieścić w jednym mieszkaniu dwadzieścia dywanów?! Żeby znaleźć dla nich miejsce, trzeba było przesuwać meble w nieskończoność, a to nielekkie zadanie. Jeden dywan trafił nawet do łazienki.

I tak w niespełna dwa tygodnie, bo tyle trwał remont, Ewa została właścicielką kompletnie urządzonego apartamentu z widokiem na rzekę Jeziorkę, otoczoną wiekowymi dębami. A każdy, kto wpada w odwiedziny, ma wrażenie, że państwo Puczyńscy mieszkają tam od lat.


Tekst: Andrzej Markowski
Fotografie: Hanna Długosz
Stylizacja: Katarzyna Mackiewicz

reklama