Wyobrażacie sobie starą posiadłość, którą ktoś na siłę próbował przerobić – bez pomysłu, metal, szkło i nowoczesne meble. Dorothee von Rheinbaben znalazła taki okaleczony wiejski dom na północy Niemiec. Zbudowany w latach dwudziestych XIX wieku kolejni właściciele oszpecili, usuwając ślady dawnej świetności – wyrzucili kominki, drewniane i kamienne elementy, położyli nowe podłogi. Przetrwały tylko schody, ale i one ledwie trzymały się na miejscu.
Dorothee postanowiła wraz z mężem ten dom kupić i... postarzyć. – Zapragnęłam staromodnej kuchni i łazienki, inspiracji czasami, które minęły – tłumaczy. Z pomocą polskich stolarzy i cieśli zabrała się do pracy i po dziesięciu latach mogła cieszyć się nowym-starym domem.
– Ludzie łapią się za głowę, gdy mówię, ile zajął remont – opowiada właścicielka. – Mieszkaliśmy w tym czasie w mieście i przyjeżdżaliśmy tu tylko na wakacje. Prace szły powoli, ale też roboty było mnóstwo. Dorothee najpierw kazała wyburzyć część wewnętrznych ścian oddzielających pomieszczenia gospodarcze.
Z połączenia domu z częścią dawnej stajni powstał „zimowy salon”, gdzie, jak mówi, „można sobie zimą usiąść w fotelu i położyć wygodnie nogi na stoliku”. Zamknęła też otwartą kuchnię, wymieniła wszystkie okna i wreszcie wstawiła na swoje miejsca kamienne kominki. Kamień powrócił także na podłogę w holu, a w pozostałych pomieszczeniach położono deski.
Wnętrza zostały pomalowane na ciepłe, delikatne kolory, charakterystyczne dla stylu szwedzkiego. Jednak ich wystrój jest eklektyczny. Pełno tu udawanych antyków. – Część mebli wygląda na bardzo wiekowe – mówi Dorothee. – Ale to ja sama je postarzałam.
Wszystko dlatego, że oryginały trudno znaleźć i często osiągają zawrotne ceny. Właścicielka kupuje zatem starą komodę czy stolik, łapie za pędzel i farbę sama je skrobie, czyści, maluje. Potem dodaje marmurowy blat i efekt gotowy. – Bez wahania używam także sztucznego marmuru – dodaje Dorothee. W podobny sposób traktuje ramy luster czy obrazów, które wiszą w domu. Powstają przedmioty niepowtarzalne, a jednocześnie stylowe.
Taki „twórczy recycling” jest też w kuchni. Szafki i półki zrobiono na zamówienie ze starych drzwi do stodoły. Drzwi były na tyle duże, że starczyło ich jeszcze na ramę do łóżka w jednej z gościnnych sypialni. – Wszystko dzięki polskim przyjaciołom, którzy polecili mi znakomitych stolarzy – chwali rzemieślników gospodyni. To oni wykonali malowaną komodę, która udaje kominek w sypialni. W domu znalazło się także miejsce dla kilku szwedzkich i francuskich antyków oraz garstki nowoczesnych mebli.
Wystroju dopełniają myśliwskie trofea rodziny, porcelana, kryształy oraz sztychy, które kolekcjonuje Dorothee. I tu nie obyło się bez twórczego „oszustwa”. Grafiki w łazience to fotokopie oryginałów znajdujących się w drugim domu gospodyni. Powód jest banalny: wilgoć łatwo zniszczyłaby papier.
– Przez trzydzieści lat mieszkaliśmy w różnych zakątkach świata, teraz mamy nareszcie swój własny kąt – mówi właścicielka. I choć nie opuścili mieszkania w mieście, w pobliżu bałtyckiego wybrzeża czują się najlepiej. Zwłaszcza gdy przed domem zakwitają jabłonie i wraz z trójką dzieci siadają do stołu. Oczywiście jednego z tych, które Dorothee sama pomalowała.
Tekst: Johanna Thornycroft/East News
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas von Einsiedel/East News
reklama