Dama przy sztaludze

Sztuka

Rozmowa z Iwoną Danielewicz, kuratorką wystawy „Élisabeth VigÉe Le Brun i Polacy”.

Kim była Élisabeth Vigée Le Brun: wielką artystką, mistrzynią marketingu własnej twórczości?
Przede wszystkim była artystką, która zarabiała na życie pracą własnych rąk i ta- lentem. Wybitną i wielce utytułowaną. Członkiem akademii w Paryżu, Petersburgu, Bolonii i Padwie. Już jako szesnastolatka utrzymywała z malarstwa siebie, matkę i brata. Musiała więc wypracować sposób funkcjonowania, zabiegania o zlecenia. Pewnych zasad tego marketingu nauczyła się zapewne od męża, Jeana- -Baptiste’a Le Bruna. Był malarzem, ale przede wszystkim najwybitniejszym marszandem swojej epoki.

Jak to robiła?
Wybierała osoby portretowane, nie każdy mógł u niej zamówić obraz. Klientami była wyłącznie rodzina królewska, arystokracja i najbogatsza burżuazja. Później, na emigracji, już po rewolucji, portretowała arystokratów polskich, austriackich oraz rosyjskich, a także króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, którego namalowała w Petersburgu w 1797 roku. Przyjaźniła się z władcą może z powodu wspólnych losów tułaczego życia. Portret, którego zresztą nigdy nie sprzedała, teraz jest w zbiorach Wersalu.

Na obrazach zarabiała krocie.
Artysta, który się ceni, stawia wysoko poprzeczkę. W okresie paryskim ceny ustalał jej mąż, bo to on zarządzał jej majątkiem. Kobieta zgodnie z prawem nie mogła dysponować swoimi pieniędzmi. Cennik uwzględniał wielkość pracy i czas potrzebny na wykonanie. Portretowani często nawet przepłacali, pokazywali, że mają gest. Izabela z Czartoryskich Lubomirska zapłaciła za swój portret 24 tysiące liwrów. To była niebotyczna suma. W cenniku najdroższy obraz kosztował 12 tysięcy.

Słynne były jej portrety Marii Antoniny.
Stworzyła kilka jej wizerunków. Do Wiednia trafił stojący, formalny portret na zlecenie matki królowej, Marii Teresy. Potem malowała bardziej swobodne. Na przykład portret z dziećmi, który powstał, by ocieplić wizerunek Marii Antoniny – przed rewolucją miała fatalną prasę.

Wystawa w Nieborowie to nawiązanie do ekspozycji Le Brun w Grand Palais i nowojorskim Metropolitan Museum of Art.
Pokazujemy najcenniejsze dzieła ze zbiorów polskich. Nie dałoby się chyba zrobić u nas wystawy innego zachodniego artysty tej klasy. Jest siedem dzieł, portretów polskich osobistości, do tego dwa będące naśladownictwem stylu Le Brun. Te obrazy to nie tylko świadectwo talentu malarki, ale i część historii polskiego kolekcjonerstwa. Większość z nich miała bardzo burzli- we dzieje. Na przykład fragment portretu Heleny z Massalskich Potockiej zaginął w czasie wojny i celowo nie został już zre- konstruowany.

MUZEUM W NIEBOROWIE I ARKADII, do 23 października

reklama