Była Wandą i była Nadieżdą. Polką i Rosjanką. Malarką abstrakcyjną i socrealistyczną. Sprzeczności ukształtowały życie Nadii Léger.
Podobno było tak: młoda studentka smoleńskiej Wyższej Państwowej Szkoły Malarskiej trafiła w bibliotece na czasopismo. Miało tytuł „L’Esprit Nouveau”, wydawali je Amédée Ozenfant i Le Corbusier. Traktowało o nowym kierunku w sztuce – puryzmie. Dziewczyna francuskiego nie znała. W środku zobaczyła jednak reprodukcje obrazów podpisane nazwiskiem Fernand Léger. – Wyjadę do Paryża i będę z nim pracować – postanowiła. Ta obietnica związała ich na całe życie.
Wanda Grabowska wyjeżdża do Paryża
Wanda Nadzieja Chodasiewiczówna miała 17 lat i właśnie wjeżdżała do Polski. Pochodziła z Białorusi, potem z rodziną mieszkała w Rosji w mieście Bielowa. Byli bardzo ubodzy, podobno ojciec osobiście wystrugał z drewna łyżki dla dziewięciorga dzieci.
Wandę fascynowała sztuka. Chodziła w Bielowie na lekcje rysunku, potem wyjechała po nauki do Smoleńska. Mówiła, że uczyła się u samego Malewicza, ale to nieprawda. Twórca suprematyzmu wykładał w Witebsku. Poznała jednak polskich awangardzistów – Władysława Strzemińskiego i Katarzynę Kobro. Ten pierwszy nakłonił ją, by przyjechała studiować w Warszawie. Wanda stanęła więc u polskich granic. Bez metryki urodzenia, bez matury, wbrew woli rodziców. Zamieszkała w stolicy i po roku zgłosiła się na ASP. Co wtedy robiła, nie wiadomo. Przyniosła opinię ze stancji, która głosiła, że „jest Polką, katoliczką i prawomyślną względem Państwa Polskiego”.
Przyjęto ją na studia jako wolną słuchaczkę (nie miała matury). Tu poznała Stanisława Grabowskiego, za którego wyszła w 1924 roku. Młodzi pracy nie mieli, mieszkali u rodziców Grabowskiego, ludzi zamożnych. W szkole złożyli prośbę o stypendium do Paryża. Ze względów formalnych dostał je tylko Stanisław, lecz wyjechali razem. Wanda (teraz już Grabowska) zapukała do drzwi przy 86 rue Notre-Dame-des-Champs. Tu mieściła się Académie Moderne. Wykładał Fernand Léger.
Narodziny Nadii Léger
Wielki malarz był początkowo nauczycielem, ale relacje stały się bardziej intymne. W 1927 Wanda urodziła córkę i zaraz potem rozpadło się jej małżeństwo. U Légera z roli studentki awansowała na asystentkę. Prowadziła zajęcia, malowała i wydawała pismo o sztuce. Jednocześnie była swego rodzaju łącznikiem między polskim a paryskim środowiskiem awangardowym. Jej znajomości pomogły w budowaniu Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej w Łodzi.
Francuscy artyści coraz bardziej ulegali czarowi komunizmu. Z Moskwy dobiegały głosy, by sztuka była proletariacka i bardziej realistyczna. Mistrz Wandy przyjaźnił się z Majakowskim i Eisensteinem. Pisał, że „wielkie miasta to Nowy Jork i Moskwa”, a „Paryż jest tylko obserwatorem”. Malarkę wciągnął nowy nurt i jego ideologiczna nadbudowa – komunizm. Około 1936 roku zrezygnowała z imienia Wanda i zaczęła używać drugiego, w wersji rosyjskiej. Narodziła się Nadieżda – Nadia. Jeszcze w latach 50. obrazy podpisywała „Nadia Pietrowa”, używając swojego otczestwa.
Życie i wtórczość Nadii po Légerze
Na czas wojny Léger uciekł z Francji, Nadia została i współpracowała z ruchem oporu. Gdy walki ustały, otworzyła z powrotem szkołę swojego mistrza. 21 lutego 1952 roku wzięła z nim ślub. Gdy niedługo potem zmarł, od razu zabrała się do organizowania jego muzeum. Stała się kustoszem spuścizny malarza, woziła wystawy po całym świecie, także do Moskwy czy Warszawy. Utrzymywała kontakty w Polsce, ale dawno już nie czuła się Polką. Była Rosjanką i komunistką.
W malowaniu wróciła nieoczekiwanie do początku swej twórczej drogi. Mówiła, że znalazła notes z czasów studenckich, a w środku szkice suprematystyczne. Namalowała je teraz na nowo, dodając elementy realistyczne. W 1972 roku wysłała do Moskwy pociągiem swoje monumentalne mozaiki przedstawiające radzieckich bohaterów. To był dar dla narodu. „Parowóz dziejów” stał kilka lat na bocznicy, nikt chyba nie wiedział, co z prezentem zrobić. W końcu rozparcelowano mozaiki po kraju. Nadia była bardzo rozczarowana.
„Błądzi z podziwu godną determinacją” – tak o malarstwie młodej jeszcze artystki pisał krytyk. Bo przecież nie była wybitnie utalentowana. Całe życie poszukiwała własnego stylu, ale cieniem kładł się wpływ jej mistrza. Nadrabiała ambicją i pracowitością. I swoje miejsce w historii sztuki znalazła.
{google_adsense}
Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: Desa Unicum, Polswissart, Rempex