Biżuteria soutache

Kolekcje

Sylwia Żak robi biżuterię z cieniutkiego sznurka, koralików i kamyków.

Robię biżuterię z... cieniutkiego sznurka, koralików i kamyków. Najbardziej lubię jaspisy, onyksy, turkusy i azuryty. Nieraz dodaję bursztyn, kryształy Swarovskiego albo guziki. Naszywam je na cieniutki filc, a potem naklejam na kawałek skóry, by ukryć szwy. Na koniec kilka psiknięć impregnatem. To jest właśnie soutache, od francuskiego „ozdobna taśma”. Technika wydaje się prosta, ale tylko na pierwszy rzut oka. Ładne rzeczy zaczęły mi wychodzić dopiero po pół roku prób. A ile igieł połamałam, ile było prucia! Moim ideałem jest biżuteria robiona przez Dori Csengeri z Izraela, chociaż ona woli zdecydowanie łagodniejsze kolory.

Zaczęłam... pięć lat temu. W jakiejś zachodniej gazecie zobaczyłam zdjęcie kolii. Szukałam informacji na temat haftu soutache’owego – po polsku nie było nic. Wreszcie udało mi się kupić sznurki, rozpracować kleje, impregnaty do tkaniny. Wymagało to niebywałej cierpliwości. Zresztą i dzisiaj jej wymaga, bo zrobienie naszyjnika zajmuje minimum tydzień.

Pomysły powstają w... głowie. Najpierw wybieram kolory, a potem już idzie. Choć nie zawsze w dobrym kierunku. O, to jest kolczyk nieudany. Coś jest z nim nie tak, bo przypomina ośmiornicę. Drugiego nie będzie. Często efekt mnie nie zadowala. Ale wystarczy, że dorobię jedną falę i już jest świetnie. Kolorowy naszyjnik, który mam na sobie, powstał na smutną zimę. A te zielonoturkusowe, królewskie kolczyki z niebieskim jaspisem zrobiłam na Wigilię.

Dzięki biżuterii... panuję nad własnym życiem. Przy pracy nigdy się nie nudzę i jestem szczęśliwa. No i mój prawie ośmioletni syn może niebanalnie obdarowywać koleżanki. Wtedy dobieram bardziej kolorowe sznurki, a w środku przyszywam na przykład guzik z truskawką.

Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: z archiwum artystki

Nr 3 (111/2012)