Ze sznurka, z żyłek, z drucików i traw też można wyczarować meble. Tak uplecione fotele, stoliki, krzesła i sofy przywodzą na myśl tylko sielankę – lato, wakacje, zapach ciepłego morza...

Właśnie wróciłam z Chianti. Mieszkaliśmy w typowym toskańskim domu na wzgórzu. Pełnym antyków. Ale jedna rzecz zwróciła moją uwagę – między nimi stały wiklinowe fotele. Proste, rustykalne, świetnie tu pasowały. Nam takie meble kojarzą się zazwyczaj z tarasem, tymczasem we Włoszech, Francji doskonale zdobią również wnętrza.

Czy wiecie, że już Egipcjanie urządzali nimi domy? Najstarsze, jakie znaleziono,  pochodzą z około 1600 roku p.n.e. i zrobione były z trzciny rotang (czyli rattanu). – Zanim wyplatane meble trafiły w XVIII wieku pod chmurkę, stały w bogatych rezydencjach – mówi Grzegorz Maląg z Willow House. Na salonach królowały w XVII wieku. Plecione siedziska miały ciężkie orzechowe fotele-trony, a potem również złocone empirowe kanapy. Dwieście lat później „siatkę” (z sitowia i trzciny) wykorzystywali w swoich ręcznie robionych meblach angielscy artyści z ruchu Arts and Crafts.

Dziś plecione meble znów wracają do łask. – Producenci wynajdują coraz to nowocześniejsze włókna (hularo, sanlux, viro, lloyd loom) – trwalsze, z ciekawszym splotem, które nie trzeszczą i nie zadzierają ubrań – mówi Marcin Tepper z firmy Kurt Royce. Włoska projektantka, Paola Lenti, wprowadziła na przykład sztuczne włókna rope – jak okrętowe sznury, rete – ze splotem niczym rybacka sieć czy aquatech – przypominają słomę. W bardziej śmiałych projektach rattan i włókna syntetyczne dizajnerzy zastępują gumą, plastikiem, żyłkami lub metalowymi drutami.

Wyplatane meble mają w swoim portfolio takie sławy, jak Patricia Urquiola, Jean-Marie Massaud czy Paola Navone, która dla Gervasoniego i Emu zaprojektowała wyplataną serię: od prostego krzesła (Allu 23), przez fotel z czarnej gumy (Sweet 27 – przypomina kosz na nóżkach), po kanapę z metalowych drutów (Ivy Collection). Współczesne plecione meble w niczym nie przypominają skrzypiących babcinych foteli.


Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: archiwa firm