Mieszczaństwo nie musi być sztywne i na wysoki połysk. Wystarczy trochę wstrząsnąć, a potem pomieszać klasykę z odrobiną dizajnu i z morzem bieli.

Zaczęło się od gafy – wspomina projektantka Małgorzata Bacik. – Była wiosna, roztopy, a dom, który miałam urządzać, stał za miastem, wśród pól i lasów. Do tego trwała budowa, więc błoto było po pas. Jakoś dotarłam, zaparkowałam. Spotkanie z właścicielami sympatyczne, pierwsze decyzje podjęte, terminy ustalone, szykuję się do wyjazdu. Ruszam, a tu klops – koła boksują w błocie. Pan Piotr zbiega ze schodów, pomaga wypchnąć auto, woła na pomoc żonę. Wrzucam jeszcze raz jedynkę i… błoto spod kół ląduje na eleganckich ubraniach moich klientów. „Ale obciach” – myślę sobie. „Zlecenie przepadło”. Wypadam z samochodu, szukam w torebce chusteczek, przepraszam, próbując usunąć błoto. A oni tylko się śmieją! – opowiada o pierwszym spotkaniu z Piotrem i jego żoną Zofią. – Potem żartowali, że już na początku zmieszałam ich z błotem.

Biedermeier i lata międzywojenne

Na szczęście później obyło się bez wpadek. Tym bardziej że i właściciele, i projektantka lubią to samo: biedermeier, lata międzywojenne (Małgorzata nie zliczy, ile już razy widziała „Vabank” Juliusza Machulskiego) i porządne wykończenie.

– Biedermeier, choć typowo mieszczański, wcale nie jest zwalisty i niepraktyczny. To właśnie w połowie XIX wieku po raz pierwszy użyto sprężyn w siedzeniach, dzięki czemu biedermeierowskie krzesła i fotele były bardzo wygodne. Podoba mi się oszczędna dekoracja mebli i to, że są zrobione z ciekawych gatunków drewna: politurowanego mahoniu, gruszy, orzecha i niezwykle ozdobnej czeczotki brzozowej – opowiada Piotr o swojej fascynacji XIX-wiecznym stylem.

Żyrandole Marii Teresy i perskie dywany

Od lat zbiera antyki. Za granicą prowadził firmę przewozową, bywało, że klienci przy okazji przeprowadzki sprzedawali część mebli. Więc je kupował. I tak krok po kroku stał się właścicielem kolekcji biedermeierowskich konsoli, żyrandoli z czasów Marii Teresy, perskich dywanów i barokowych luster. Nauczył się rozpoznawać wiek mebli i oceniać, czy fornir jest oryginalny, a intarsję robił zdolny ebenista. Kiedy postanowił z żoną wrócić do rodzinnego Tarnowa, meble przywieźli ze sobą.

Pokoje w amfiladzie

W zabytkowych kamienicach podpatrzyli też amfiladowy układ pokojów, zamówili podobne okna ze szprosami i dębowy parkiet w jodełkę. Z małym wyjątkiem: klasykę przełamali kilkoma nowoczesnymi akcentami. Stąd prosta kuchnia z modnym okapem i hockerami oraz łazienka, w której stanęły dizajnerskie fotele Barcelona. A błoto? Dawno zniknęło, teraz wokół domu jest krótko strzyżony trawnik. Dawno też Małgorzata zapięła wszystko na ostatni guzik, a mimo to często tu zagląda. – Zaprzyjaźniliśmy się, spędzamy razem wakacje, a nasi mężowie namiętnie grywają w tenisa. I o błocie nikt już nie pamięta.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Stylizacja: Anna Olga Chmielewska
Zdjęcia: Aneta Tryczyńska

Za pomoc w sesji dziękujemy: Almi Decor, House & More, Mood Boutique, Nap, Sweet Living.